wtorek, 29 kwietnia 2014

Powtórka z króla Leara cz.1

Poniedziałek. Około 10.
Kanciapa.

Promienie słońca wpadały przez okno do środka. Oświetlały twarz Sucheckiego, który właśnie wypełniał zaległe raporty. To samo wykonywał jego partner czyli Radek. Trzeci obecny tego dnia w pracy, czyli Kuba nie był w pomieszczeniu, gdyż właśnie robił kawę, jednocześnie zagadując się z jednym z mundurowych. Mógł sobie na to pozwolić gdyż początek tygodnia, był tym razem na wydziale zaskakująco nudny. Korzystali z tego także Maciek i Radek, prowadząc dosyć swobodne konwersacje.
- Prokurator przesłuchiwał już tego całego Niziewicza?? - spytał Wnuk Maćka, gdyż akurat w niedzielę nie był na komendzie.
Suchy westchnął.
- Do niczego się nie przyznaje. Na szczęście są mocne dowody. Dożywocie ma jak w banku.
Radek skwitował odpowiedź szefa ciszą. Komisarz zerknął na niego.
- A ty co robiłeś wczoraj??
- Byłem z dziewczynkami w zoo.
- To pewnie Arleta też była w lepszym nastroju.
- Zaczęła mi napomykać o urlopie.
Suchy nie za bardzo ucieszył się z tej informacji. Bardzo odpowiadało mu towarzystwo Wnuka. Lubił z nim pracować. Zresztą Radzio czuł to samo.
- A ty co na to??
- Powiedziałem, że na razie to niezbyt możliwe. Obraziła się na mnie.
Rozmowę komisarzom przerwał telefon. Z racji, że Kuba cały czas się nie pojawił, odebrał go Maciek. Chwilę przysłuchiwał się temu, co do powiedzenia ma dzwoniący po czym rozłączył się. Wnuk popatrzał na niego pytającym spojrzeniem.
- Dzwonił profesor. Mamy do niego przyjść.
- Po co?? - spytał zdziwiony Wnuk.
W odpowiedzi Maciek wzruszył ramionami i wyminął wchodzącego właśnie do kanciapy Jasionkę, który niósł dwa kubki kawy. Po chwili minął też go Radek. Kuba chciał mu już przypomnieć o kawie, ale ostatecznie się jednak powstrzymał.
- Taka dobra arabika - rzekł do siebie, pociągając duży łyk z naczynia.

Chwilę potem na dole.
Profesor Czechliński w oczekiwaniu na komisarzy, zrobił sobie przerwę od pracy. Pałaszował właśnie swoje drugie śniadanie, czyli bułkę i puszkę sardynek w pomidorach. W takiej pozycji zastali go Maciek i Radek.
- Zawsze się zastanawiałem jak ty możesz tutaj jeść. Przecież ten zapach odstrasza od jedzenia - stwierdził Suchy, który miał na myśli lizol.
- Siła spokoju i doświadczenia. Poza tym da się wytrzymać, nie jest aż tak źle.
Profesor zerknął na komisarza, potem na Radka tak jakby czegoś szukał.
- Gdzie zgubiliście koleżankę?? - spytał.
- Ma wolne - odparł Wnuk.
- Szkoda, bo mam bardzo fajny przypadek. Specjalnie dla was.
Suchecki i Radek spojrzeli na siebie. Nareszcie profesor przechodził do sedna. Wstał i spokojnie udał się za parawan, gdzie stanął nad stołem. Policjanci grzecznie podreptali za nim. Na stole leżał już starszy pomarszczony facet. Do pasa był przykryty pledem.
- Kto to jest??
- Facet nazywa się, a właściwie nazywał się Juliusz Rolewicz. Miał 68 lat. Był aktorem w Teatrze Nowym. Chodziłem czasem, to go kojarzę.
- Chodzisz do teatru?? - zdziwił się Wnuk.
Profesor spojrzał na niego i pokręcił przecząco głową, jakby nie wierząc, że Radek może wykazywać indolencję kulturalną. Wrócił do gadki.
- Aktor z niego dobry, ale za długo by nie pożył. Płuca ma całe czarne.
- Rzeczywiście, musiał kopcić jak smok - odpowiedział Suchecki, jednocześnie zwracając uwagę na leżące na pledzie ręce aktora, które miały bardziej żółtawy odcień od rąk zwykłego człowieka - ale chyba nie palenie jest powodem tego, że zmarł.
- Nie. Udusił się.
Suchecki zdziwił się słowami profesora. Podobnie w duchu zachował się Wnuk.
- Ale nie ma żadnych śladów na klatce piersiowej, ani pręgi na szyi. Trucizna??
Profesor pokiwał z uznaniem głową.
- Tetrodotoksyna. Znajduje się głównie w rybach, stosowanych w japońskiej kuchni. Oczywiście tam to są niewielkie ilości.
- Skąd to wiesz?? - spytał Radek.
- Wikipedia. Poczytałem sobie trochę o tym związku. Ktoś kto mu to podał, zadał mu straszną śmierć. Ta substancja powoduje paraliż mięśni, zawroty głowy i problemy z oddychaniem. Większość ofiar umiera w ciągu kilku, klikunastu godzin. Zatruty jest przez większość czasu przytomny, ale nie może się ruszać ani mówić, wkrótce zaś także oddychać. Umiera uduszony. Zdarza się czasem że ofiara może przetrwać 24 godziny, wtedy zwykle całkowicie odzyskuje zdrowie.
Suchecki i Wnuk całkowicie zamilkli, jakoby zszokowani słowami profesora. Rzeczywiście Rolewicz musiał strasznie cierpieć przed skonaniem.
- Tutaj nie było na to szans, ze względu na płuca. Lekarz, który stwierdził zgon, nie potrafił określić przyczyny śmierci. Przywieziono więc go tutaj. Zająłem się nim dzisiaj rano i stwierdziłem to co wam mówię.
- Kiedy mógł umrzeć??
- Wczoraj około szesnastej. Wieczorem dostarczono go tutaj. Godzina zapisu przyjęcia zwłok to 20.30.
- No to ja pogadam z tym lekarzem, będzie na pewno coś wiedzieć. A ty pojedziesz do Rolewicza do domu - zarządził Suchecki i razem z Wnukiem opuścili prosektorium, żegnając się jednocześnie z profesorem, który teraz w spokoju mógł dokończyć swoje śniadanie.

10.30
Rejonowa Stacja Pogotowia Ratunkowego
ul. Rycerska.
Komisarz siedział spokojnie na krześle i oczekiwał, aż pojawi się doktor, który wczoraj miał wezwanie do Rolewicza. Tak sobie czekając, przeglądał akurat jeden z leżących obok dwutygodników dla pań, gdyż gazet dla panów brakowało. Minęło kilkanaście minut kiedy przed komisarzem stanął w końcu lekarz.
- Pan jest z Policji??
Suchy o dziwo tak się zaczytał, że nie zauważył osoby która stanęła przed nim. Jego słowa trochę go zaskoczyły. Dopiero po paru sekundach był w stanie odpowiedzieć.
- Tak, z Policji.
- To zapraszam do mnie. Lepiej nie rozmawiać na korytarzu. Tu może być harmider, a my potrzebujemy spokoju.
Suchecki chcąc nie chcąc grzecznie podreptał za doktorem. Po chwili siedział już na przeciwko jego. Lekarz był człowiekiem dosyć wysokim i miał okulary. Czekał aż komisarz coś powie, w związku z tym Maciek zaczął wytłuszczać swoją prośbę
- Chodzi mi o wczorajsze wezwanie, do Pana Juliusza Rolewicza.
- Jedno z moich najbardziej niecodziennych wezwań, jakie miałem w tej pracy - wyznał lekarz - wezwanie było z godziny 15.45 - medyk zajrzał do papierów - zgon o godzinie 16.37.
- Co Pan ma na myśli mówiąc niecodzienne??
- Pan Rolewicz zmarł na scenie teatralnej. Konkretnie w Teatrze Nowym, stamtąd dzwoniono i stamtąd nas wezwano. Także na tym polegała ta niecodzienność.
Suchecki zanotował sobie spostrzeżenia lekarza w niewielkim notesiku. Przymierzał się już do kluczowego pytania.
- Dlaczego stwierdził pan doktor że jest potrzebna sekcja zwłok??
- Dwie rzeczy mnie zastanowiły. Pierwsza rzecz to te okoliczności. Umrzeć na scenie jako aktor. Piękne ale i jednocześnie dziwne.
Suchy przyznał w duchu rację lekarzowi, który ciągnął swój monolog.
- Myślałem, że to zawał serca lub wątroba,bo widać było, że cera ziemista, żółte przeguby palców. Facet musiał dużo palić. Ale dotknąłem go...- w tym momencie lekarz przerwał.
- I co się stało?? - spytał komisarz.
To jest ta druga rzecz. Jego mięśnie. Były jakby sparaliżowane.To skłoniło mnie do sekcji. Reanimowaliśmy go z kolegą sanitariuszem przez dobre pół godziny. Zero reakcji. Musiałem stwierdzić zgon.
Suchecki przypomniał sobie wtedy o tetrodotoksynie. Jednym z objawów jej działania był postępujący paraliż mięśniowy.

W tym samym czasie.
ul. Grochowska.
Wnuk i dozorca bloku w którym mieszkał Rolewicz rozprawiali o ofierze. Radziu chciał zobaczyć mieszkanie denata, a że oczywiście kluczy przy sobie nie miał, musiał prosić o nie administrację. Dozorca był mniej więcej w wieku Rolewicza.
- Pan Rolewicz długo tu mieszkał??
- Odziedziczył to mieszkanie po świętej pamięci mamie. O ile ona to była naprawdę dobra kobieta, to mimo tego iż to był znany aktor teatralny nie było z nim najlepiej.
- To znaczy?? - Wnuk był ciekawy o co chodziło dozorcy.
- Może nie powinno się tak mówić o zmarłym, ale jak się z nim rozmawiało, to był gburowaty. Miałem wrażenie że ma kompleks wyższości, bo jest aktorem.
- Lubił go to ktoś w ogóle??
Dozorca pogładził się po brodzie.
- Raczej nie. Byli tacy co go nie lubili, i byli tacy co traktowali go jak powietrze. On chyba nawet chciał, żeby go tak traktowano.
- A wczoraj coś Pan zauważył, może kogoś podejrzanego, może ktoś Pana Juliusza odwiedzał?? - dopytywał Radek.
- Wie Pan co, jeśli chodzi o niego dwie rzeczy zauważyłem. Dziwne rzeczy. Wczoraj, około godziny piętnastej przyjechała taksówka po niego. On zawsze jeździł swoim samochodem, Oplem Vectrą, natomiast wczoraj pierwszy raz widziałem jak przyjechała taksa po niego.
Wnuk ucieszył w duchu, ponieważ wiedział że Kuba ma takie wtyki, że ustali co to za samochód nawet jeśli dozorca nie będzie wiedział, do jakiej korporacji należała taksówka. Mimo tego o ową korporację spytał, i tak jak się spodziewał, odpowiedź była odmowna. Dozorca wrócił do sedna wcześniejszej wypowiedzi. 
- Natomiast wczoraj widziałem go jeszcze w Kościele. Wszyscy myśleli, że on jest niewierzący. Nawet w święta nikt go nie widział, a wczoraj był. Bardzo mnie to zdziwiło.
W czasie tej ostatniej wypowiedzi Wnuk i dozorca stanęli przed drzwiami mieszkania ofiary. Wnuk poprosił swego towarzysza o klucze, po czym otworzył drzwi i wszedł do środka, jednocześnie każąc dozorcy pozostać na zewnątrz i na wszelki wypadek nikogo nie wpuszczać.

środa, 23 kwietnia 2014

W mroku cz.8

Suchecki spojrzał na Radka. W jego oczach zobaczył gniew.
- Jesteś pewien?? - spytał.
- Oczywiście. Mieliśmy gnoja na widelcu. Nie ma czasu. Jedziemy.
Maciek został zaskoczony jeszcze bardziej. Wnuk w końcu pokazał swoje oblicze prawdziwego gliny. Wcześniej nigdy się tak nie zachowywał. Kiedy Suchecki namawiał Modzelewskiego na to by dołączyć właśnie Wnuka, wiedział że to wielki talent. Potem miał trochę wątpliwości, kiedy okazało się że Radziu ma dosyć łagodny charakter. Teraz jednak to co było trochę nie takie uciekło. Jego podwładny nareszcie pokazał pazur.
- Maciek, ruszaj dupę - odezwał się Wnuk widząc że Suchy stoi tak jak stał.
Suchy otrząsnął się w końcu i pożegnał Żelaznego, Wielicką oraz Jońcę. Temu pierwszemu jeszcze raz życzył wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia. Po chwili wyjący kogut oznajmił, że obrali kurs na Poznań.

17.30
Poznań. Kochanowskiego. Kanciapa.
Całą drogę komisarz pruł Toyotą 150 kilometrów na godzinę. Jego partner był tak wściekły, że nawet nie próbował go zwalniać. Ba, poganiał go jeszcze bardziej. Suchecki wykonywał więc slalom pomiędzy autami przez całą drogę do stolicy Wielkopolski, pędząc niczym były znany alpejczyk Alberto Tomba. Wszyscy widząc samochód z wyjącym na dachu kogutem zjeżdżali na bok drogi. Przechodnie odskakiwali z przejść dla pieszych. Tym samym obydwoje w niespełna dwie godziny dotarli do siebie. Kiedy w końcu stanęli na parkingu pod komendą, rozemocjonowany Radek błyskawicznie pognał na górę.W kanciapie zastał tylko Jasionkę, który wypełniał jakiś raport. Leżącej w szpitalu Miśki oczywiście być nie mogło.
- Co jest?? - Jasionka spojrzał na wbiegającego do pokoju podkomisarza - Wszystko w porządku??
Owo pytanie było całkowicie zasadne, ponieważ Radek wyglądał tak jakby właśnie zbiegł ze szpitala psychiatrycznego w Tworkach. Jasionka pomyślał w duchu, że pierwszy raz widzi w przypadku tego podkomisarza gniew. Zaskoczyło go to, tak samo jak Suchego.
- Włącz materiał z dworca - wysapał.
Jasionka nie zgłaszał żadnych sprzeciwów. Odpalił film. Wnuk pochylił się nad laptopem. To samo zrobił również dochodzący Suchecki. Trzy pary oczu patrzyły, a nawet można powiedzieć, że się gapiły w obraz z ekranu komputera. Mijała właśnie czterdziesta piąta sekunda, kiedy Radkowi podskoczyła adrenalina. Podejrzany wysiadał z pociągu.
- Widzisz go?? - wskazał Sucheckiemu postać na ekranie.
Komisarz przyjrzał się uważnie.
- Widzę. To on.
- Kuba. Daj mi akta zabójstwa Małgorzaty Lipskiej.
Jasionka wykonał polecenie Wnuka. Z akt jednoznacznie wynikało że student zeznał, iż nazywa się Jacek Niziewicz. Mieszkał na osiedlu Rusa, gdzie wynajmował mieszkanie. Studiował na Wydziale Architektury Politechniki. Wtedy w środę, kiedy był przesłuchiwany przez Radka i Miśkę, twierdził że wracał z uczelni do domu. Teraz było już wiadomo, że ich zwyczajnie okłamał.
- Jedziemy na uczelnię, musimy się dowiedzieć gdzie mieszka ten Niziewicz - oznajmił Suchy.
Po czym obydwoje z Wnukiem udali się do biegiem do samochodu.

Pół godziny później.
Radek i Suchy kontynuowali poszukiwania miejsca zamieszkania Niziewicza. Wiedzieli, że informacje o tym mogą znaleźć tylko i wyłącznie w dziekanacie. Kiedy więc wpadli na wydział i zobaczyli drzwi z napisem dziekanat, od razu dobiegli do nich. To co zrobili wzbudziło jednocześnie dezaprobatę portierki.
- Panowie, zaraz wezwę Policję - wrzasnęła kobieta. Wprawdzie nie była za dużej postury, ale za to głos miała donośny.
Suchy zignorował kobietę. Najpierw nacisnął na klamkę, a dopiero potem dostrzegł kartkę z informacją że dziekanat jest w piątki otwarty do czternastej. To oznaczało, że spóźnili się o bite cztery godziny.
- Dzwonię na Policję - oznajmiła portierka.
- My jesteśmy z Policji - Wnuk pokazał kobiecie odznakę. To jednak jej wcale nie uspokoiło.
- Czego Panowie chcą?? Dziekanat jest już zamknięty.
- Czy zna Pani Jacka Niziewicza?? - spytał Suchecki.
- Pan zwariował?? Co Pan myśli, że ja wszystkich tu znam??
Suchy zagotował się w duchu. Kobieta zaczęła mu działać na nerwy. Nie zdążył jednak wybuchnąć, ponieważ Radek zapytał o plany zajęć. Po wskazaniu na jedną z tablic, z uwagą spoglądał na swojego partnera, który podszedł do owej tablicy. Kilkanaście sekund minęło nim Wnuk odezwał się ponownie.
- Okłamał nas, w środę Niziewicz ma wolne.

Chwilę potem. Parking wydziału.
- Cholera, tak się nic nie dowiemy - oznajmił Suchecki.
Wnuk nic nie odpowiedział. Milczał.
- A gdyby tak zadzwonić do samorządu?? Może by wiedzieli?? -  bardziej spytał niż powiedział Radek.
- A wiesz, to nie jest taki głupi pomysł. Niech tym Kuba się zajmie.
Suchecki zadzwonił więc do Jasionki z informacją, żeby sprawdził temat. Po kilkunastu minutach Kuba odezwał się przez policyjne radio.
- Gadałem z Bartoszem Rojkiem, to jest cały szef na wydział.
Wnuk wymienił porozumiewawcze spojrzenie z komisarzem.
- I co?? - spytał.
- On zna tego Niziewicza. Nie jest to jakiś jego najlepszy kumpel. Ale wie gdzie mieszka, bo raz był u niego.
- Kubusiu, do sedna.
- Osiedle Rusa 74/17
Suchecki nie tracił czasu. Ruszył z piskiem opon spod wydziału.

19.00
Parking pod blokiem Niziewicza.
Suchecki, Wnuk i wezwany przez nich patrol wraz z dwoma mundurowymi znajdowali się już na parkingu. Komisarz, który wcielił się w dowódcę całej czwórki, tłumaczył jak wygląda sprawa. Po chwili cała czwórka udała się na górę.
- Co robimy?? - spytał Wnuk.
- Idziemy po dozorcę albo wyważamy - i zanim Suchy wyraził swoją aprobatę co do drugiej wersji Radek solidnym kopniakiem "otworzył" drzwi. Komisarz wszedł pierwszy. Najpierw zerknął do kuchni. Tam nic ciekawego nie zauważył. Potem wpadł do salonu. Lecz i tam nic nie było. To samo w łazience.
- Maciek, podejdź na chwilę - odezwał się Wnuk, który stał przed drzwiami ostatniego niesprawdzonego pomieszczenia.
- Co jest??
- Zamknięte. Usiłowałem wyważyć, ale te drzwi są mocniejsze od wejściowych.
Suchy przeanalizował słowa kolegi. Rozglądając się po korytarzu spostrzegł słusznych rozmiarów fikus. Razem z jednym z mundurowych podnieśli kwiat. Pod doniczką leżał klucz. Radek podniósł go i szybko włożył do zamka. Ten ostatni po dwóch obrotach klucza puścił.
- Nadeszła chwila prawdy - powiedział podkomisarz i otworzył drzwi.
W pokoju było ciemno. Wnuk odruchowo nacisnął na kontakt, chcąc zaświecić światło w pokoju. Mimo tego, że w tej ciemności od razu udało mu się na owy kontakt trafić, żarówka nie zaskoczyła. Okno przez które mogły wpadać promienie słoneczne, było całkowicie zasłonięte czarnym materiałem. Suchecki usiłował je odsunąć, ale zasłona za nic w świecie nie chciała się ruszyć. Wtedy jeden z mundurowych podał mu latarkę. Na szczęście jeszcze świeciła, choć bateria musiała być już na wykończeniu, gdyż strumień światła był bardzo słaby. Wnuk w świetle zobaczył stolik a tam lampkę nocną. Niewiele myśląc podszedł do niej i  wcisnął prztyczek. Kiedy skierował lampkę na ścianę, oniemiał. Ściana była obklejona wycinkami z gazet, dotyczącymi morderstw. Na samym środku znajdowała się zaś prawie dokładna kopia tablicy, która stała w kanciapie komisarzy, wraz ze zdjęciami ofiar. Jednak nie były to profilowe zdjęcia dziewczyn. Były to zdjęcia pośmiertne.
- Ja pierdolę, co za świr. - wymsknęło się Radkowi.

Dwie i półgodziny później.
Suchecki i Wnuk zbierali się do opuszczenia mieszkania Niziewicza. Liczyli na to, że seryjny się pojawi. To jednak nie nastąpiło. Postanowili więc czatować na niego pod blokiem. Po raz ostatni zajrzeli do pokoju w którym swoje dewiacje uskuteczniał Niziewicz. Przez okno wpadał już lekki promień światła lampy, ponieważ na zewnątrz było już ciemno. Jak się później okazało zasłona była przybita do okiennej wnęki za pomocą gwoździ. Radek i Maciek przez pół godziny męczyli się używając kombinerek. Potem ten pierwszy zabrał się za wkręcanie żarówki, którą chłopak przezornie wykręcił. Dopiero wtedy wezwali techników, którym zabezpieczenie tego galimatiasu zajęło półtorej godziny. Chwilę później obydwoje wsiadali do samochodu.
- 00 do SWS - nadawał Kuba przez radio.
- Co jest?? - odpowiedział Wnuk na nawoływanie
- Nareszcie. Od godziny was wołam. Skontaktowałem się z Anną Zakrzewską.
Wnuk spojrzał na komisarza. Ten jednak pokręcił głową. Nie znał nikogo takiego.
- To starosta grupy w której jest Niziewicz. Powiedziała, że dziś jest parapetówka jednego ze kolegów Niziewicza. On był zaproszony na tą imprezę. Ma się ona odbywać na Winogradach, na ulicy Rylejewa.
Suchy i Wnuk spojrzeli na siebie. Zrozumieli się bez słów. Podjechali do również zwijających się mundurowych z rozkazem obserwacji bloku podejrzanego. Kiedy wyjeżdżali na Piaśnicką na szybę spadła pierwsza kropla. Nie zwiastowało to niczego dobrego.

21.50
Blok na ulicy Rylejewa.
Już kiedy Suchy i Wnuk weszli usłyszeli szmer muzyki. Jak się okazało parapetówa odbywała się od razu w pierwszych drzwi. Z okrzykiem "otwierać, Policja" załomotali w drzwi. Muzyka i głosy imprezowiczów ucichły. Kiedy otworzyły się drzwi, Suchy i Wnuk kompletnie zignorowali właściciela lokalu. Obydwoje wtargnęli do środka. Niestety podejrzanego nie było w środku. Wnuk znalazł tylko jakąś obściskującą się parę. Obydwoje odskoczyli od siebie jak oparzeni.
- Gdzie jest Niziewicz?? - spytał Suchy.
Właścicielowi lokalu jakby zabrakło tchu.
- Gdzie?? - ryknął Wnuk.
- Wyszedł co dopiero.
- Kiedy??
- Jakieś trzy minuty temu. Niewiele brakowało, aby Panowie się spotkali z nim.
- Gdzie poszedł??
- Mówił, że na przystanek Pestki.
Ta informacja zmroziła jednego i drugiego. Bowiem żeby dojść do przystanku, należało przejść przez park Czarnieckiego. W dodatku jeszcze padało. To oznaczało tylko jedno. Kolejna dziewczyna była w niebezpieczeństwie.
Chwilę potem obydwoje szli już główną alejką parku.
- Jesteśmy blisko - westchnął Wnuk.
- On musi gdzieś tu być - stwierdził Suchy.
Obydwoje rozglądali się dookoła. Uszli kolejne kilkadziesiąt metrów, kiedy nagle przed sobą zobaczył młodą kobietę, a zanim jakiegoś szybko zbliżającego się faceta.
- Niziewicz, stój, Policja - krzyknął Radek, nie zastanawiając się czy Suchy zaaprobował by takie okrzyki.
Facet jednak odwrócił się, a w momencie oddania przez Radka strzału ostrzegawczego rzucił się do ucieczki. Wtedy także Suchy oddał strzał. Niziewicz zmusił ich do biegu. Minęły dwie, może trzy minuty. Pogoń za seryjnym trwała dalej i trwała teraz po chodniku przy ulicy Hercena. Suchecki wiedział, że jeśli facet dobiegnie do przystanku Pestki, to może wskoczyć do tramwaju, a wtedy taka okazja złapania go może się już nie przytrafić. Ponownie oddał więc dwa strzały w kierunku Niziewicza, żaden jednak nie dosięgnął celu. Wydawało się, że już facet im ucieknie jednak w trakcie przebiegania przez ostatnią przed przystankiem ulicę, ulicę Mieszka I Niziewicz nie zauważył nadjeżdżającego auta. Kierowca zdążył zahamować na tyle szybko, że moc uderzenia nie była duża. Zamroczyła jednak seryjnego. Wnuk i Suchy nie mieli problemu by zakuć go w kajdanki.

piątek, 18 kwietnia 2014

W mroku cz.7

Maciek i Radek weszli przez otwarte drzwi do hurtowni. Akurat byli sami w pomieszczeniu. Dopiero po chwili spostrzegł ich facet w koszulce z nazwą owej hurtowni. Sądził że policjanci są jakimiś nowymi potencjalnymi klientami, zagadał więc podobnie jak do klientów.
- Pomóc Panom w czymś??
- Jest szef??
- Jest. A o co chodzi??
- Chcemy z nim rozmawiać. Policja.
Pracownik zaprowadził ich do swojego szefa. Przysadzisty facet rozmawiał właśnie z kimś przez telefon. Z usłyszanej rozmowy wynikało, że była to chyba jego żona. Na widok ewentualnych klientów, tak samo bowiem myślał o Suchym i Wnuku, cały się rozpromienił. Kiedy jednak zobaczył ich odznaki i dowiedział się o co tak naprawdę im chodzi, mina mu zrzedła.
- Panowie chcą rozmawiać o tej dziewczynie??
- Niekoniecznie. Interesuje nas ta kamera która wychodzi na wejście do hali i na ulicę.
Facet nie do końca rozumiał o co chodzi. Wnuk wyczuł to po jego spojrzeniu, przeszedł więc od razu do sedna.
- Kamera działa?? - spytał dość ostro.
- Działa.
- Film z niedzieli będzie Pan miał??
- Mam ten film.
- Chcemy to nagranie.
Chwilę później właściciel, Suchy i Radek stali pod kamerą. Facet palił ćmika. Korzystając z tego, że to głównie Radek doglądał kamery, Maciek spytał właściciela o to, co sądzi o tej całej sprawie.
- Żyję tu w tym mieście 43 lata i takiej sprawy to ja nie pamiętam. Mówi się na mieście, że to jakiś wariat zrobił. A dziewczyna nawet ładna. Znałem ją, ale tylko z widzenia.
- Tu jest powiatowa komenda?? - spytał jeszcze właściciela, bo nie był pewny tego będąc nietutejszym.
- Strzelce Krajeńskie. To jest jak na Gorzów się jedzie.
Maciek podziękował właścicielowi i razem z Radkiem opuścili bramy hurtowni.
- Myślisz, że da się z tego coś wyciągnąć?? - spytał Wnuka.
- Obraz z kamery wychodzi w takim miejscu że widać całą drogę. Dobry technik z łatwością wyciągnie obraz i wyostrzy go bez trudu.
Obydwoje doszli do toyoty, wsiedli do niej i Maciek obrał kurs na komendę powiatową w Strzelcach Krajeńskich.

Około 14.00
Gorzów Wielkopolski. ul.Kwiatowa
Komenda Wojewódzka Policji.
Policyjna Toyota mknęła dość szybko obierając kurs na centrum miasta. Suchecki nie znał zbytnio miasta, więc obydwoje klucząc z Wnukiem dopytywali się ludzi gdzie jest ulica Kwiatowa. Musieli jechać do samej stolicy, bo jak się dowiedzieli od samego komendanta w Strzelcach Krajeńskich, sprawę przejęła już wojewódzka. Komendant był bardzo zdziwiony ich wizytą. Jeszcze się bardziej zdziwił, kiedy usłyszał, ze przyjechali w sprawie Dobiegniewa. Podali mu więc numer do samego naczelnika. Modzelewski oczywiście potwierdził ich słowa. Komendant ze Strzelec był już jednak bezradny. Musieli się pofatygować do Gorzowa, co niezwłocznie zrobili. Po około czterdziestu pięciu minutach jazdy stanęli przed komendą na ulicy Kwiatowej. Weszli do środka, od razu kierując się do stanowiska dyżurnego.
- Dzień dobry, jesteśmy z Policji z Poznania, chcemy rozmawiać z naczelnikiem wydziału kryminalnego.
Dyżurny, był z lekka zaskoczony ich wizytą. Dopiero po chwili wziął słuchawkę do ręki i wybrał wewnętrzny numer naczelnika.
- Panie inspektorze, przyjechało dwóch policjantów. Twierdzą, że są z Poznania i chcą z Panem rozmawiać - przerwał oczekując odpowiedzi naczelnika. Po chwili odłożył słuchawkę.
- Trzecie piętro, pokój 324.
Maciek i Radek udali się więc, tak jak powiedział im dyżurny.

Na górze.
Komisarze stanęli przed drzwiami oznaczonymi liczbą 324. Po usłyszeniu krótkiego "proszę" weszli do środka. Nastąpiła wymiana uprzejmości i nazwisk. Obydwoje dowiedzieli się, że naczelnik nazywa się Ankowski i był w stopniu podinspektora podobnie jak Modzelewski. Był dosyć niskim człowiekiem i miał wąsy. Zanim kazał spocząć policjantom, jednak zadzwonił jeszcze do Poznania i upewnił się że jego odpowiednik wie o wizycie swoich podwładnych na Ziemi Lubuskiej. Nie było z tym żadnego problemu i cała trójka przeszła do sedna sprawa.
- Dlaczego Panowie odwiedzają naszą ukochane miasto??
Oficjalny ton tej wypowiedzi spowodował zdziwienie u Wnuka. Suchego zbiło ono lekko z pantałyku. szybko jednak się opamiętał.
- Chodzi nam o sprawę dziewczyny z Dobiegniewa.
Teraz lekkie zdziwienie odmalowało się na twarzy Ankowskiego. Spowodowało ono, ze na razie był cicho. Suchecki ciągnął więc dalej.
- Mamy poszlaki, które mówią nam, że człowiek który zabił w Dobiegniewie, na terenie Poznania dokonał sześciu morderstw na kobietach w podobnym wieku, a także - w tym miejscu Suchecki przerwał by przełknąć ślinę - usiłował zabić naszą koleżankę.
- Powiem, że to bardzo interesujące co Pan mówi, Panie... - Ankowski jakby zapomniał nazwiska Maćka
- Suchecki.
- Panie Suchecki, oddelegowałem najlepszych policjantów do tej sprawy. Widziałem akta, jednak myślę, że najlepiej będzie, jeśli właśnie teraz oddam Panów do ich dyspozycji.
Ankowski wybrał więc wewnętrzny do swoich podwładnych.
- Żelazny, podejdź do mnie na chwilę.
Po około trzydziestu sekundach do gabinetu wparował facet o podobnym wzroście i wieku do Maćka. Omiótł wzrokiem poznaniaków i skupił się na Ankowskim.
- Panowie są z Poznania. Mają bardzo ciekawe informacje na temat Dobiegniewa.
Dopiero teraz gorzowianin spojrzał na Maćka i Radka
- Żelazny - wyciągnął do nich rękę
- Suchecki.
- Wnuk.
Następnie cała trójka udała się do kanciapy Żelaznego. Nie wyróżniała się niczym zbędnym. Znajdowała się tam partnerka Żelaznego, blondynka o nieco ziemistej cerze, która przedstawiła się nazwiskiem Wielińska, oraz asystent tychże komisarzy, młody chłopak o nazwisku Jońca. Zapewne był po szkole policyjnej.
Blondynka od razu zaczęła pytać po co przyjechali. Żelazny też był bardzo ciekaw. Pozostało więc streszczenie sprawy, które przypadło Wnukowi.
- Od około dwóch tygodni, w okolicach Malty działa seryjny morderca. Facet zabija kobiety w przedziale wiekowym 20-35 lat. Jak na razie dokonał sześciu zabójstw. Wszystko dzieje się w niewielkich kompleksach leśnych, można nawet powiedzieć że parkowych. Facet atakuje swoje ofiary od tyłu, brutalnie je gwałci, po czym łamie kark co powoduje natychmiastową śmierć ofiary. Zwłoki porzuca w krzakach. Ostatnio zorganizowaliśmy prowokację, w czasie której prawie udało nam się złapać tego sadystę, jednakże ucierpiała nasza koleżanka. W trakcie szarpania się z napastnikiem wyrwała mu, nie wie nawet jak bo dokładnie nie pamięta, bilet kolejowy z Dobiegniewa do Poznania Głównego. Został on wydany w niedzielę o 11.10. Ten trop doprowadził nas do owego Dobiegniewa, gdzie dopytując się okolicznych mieszkańców, dowiedzieliśmy się co się stało i skojarzyliśmy to z naszą sprawą. Poza tym udało nam się zdobyć nagranie z okolicy dworca kolejowego, z sąsiadującej z nim hurtowni. Podejrzewamy, że być może nasz podejrzany jest na filmie.
- Macie to nagranie?? - spytał Żelazny.
- Mamy - odpowiedział Suchy.
- Jońca, weź je w obroty. Myślę, że w godzinkę obrobisz temat.
- A tak w ogóle padało u was w niedzielę?? - spytał Wnuk.
- No trochę tak - odpowiedziała zdziwiona Wielińska.
- Taki fetysz tego seryjnego. Zawsze morduje kiedy pada.
- Chcielibyśmy zobaczyć ciało -oznajmił Suchecki
- Nie ma problemu. Zapraszam do naszej kostnicy, na dół.
Po chwili Suchecki i Wnuk czuli już specyficzny zapach lizolu, podobny do tego z kostnicy profesora Czechlińskiego. Żelazny rozmawiał z Maćkiem o Jońcy, twierdząc, że to prawdziwy geniusz i na pewno coś wyciągnie z materiału. tak rozmawiając dotarli do samej kostnicy.
- Dzień dobry, doktorze - odezwał się Żelazny, jednocześnie zatykając nos. Suchecki i Wnuk zrobili to samo, bowiem odór jaki się unosił był nie do zniesienia.
- Nie ma to jak topielec.
- Nigdy się nie mogę przyzwyczaić do tego zapachu - odpowiedział Żelazny.
Dopiero po tych słowach patolog spostrzegł poznaniaków, którzy stali z zatkanymi nosami.
- O, widzę, że przyprowadziłeś nowych.
- Panowie przyjechali z Poznania w sprawie tej z Dobiegniewa.
- Coś się w końcu ruszyło.
Nastąpiła wymiana uprzejmości. Po niej Suchecki poprosił o pokazanie ciała. Patolog przystał na to i wyjął z lodówki drzwiczki oznaczone karteczką "Roksana Chudzik" Potem przyniósł jakiś papier który okazał się raportem z oględzin. Miał już zacząć czytać, kiedy odezwał się Suchy.
- Przyczyną śmierci było złamanie rdzenia kręgowego, w wyniku dokonanego przez zabójcę złamania karku  wynikającego z szybkiego przekręcania głowy. Przed śmiercią ofiara została zgwałcona, bardzo brutalnie o czym świadczą krwawe ślady na odbycie. Brak jakichkolwiek śladów bytności napastnika świadczy o tym, ze najprawdopodobniej się zabezpieczał. Naskórka pod paznokciami brak.
Patolog aż zagwizdał.
- Wszystko się zgadza.
Maciek i Radek opuścili szybko kostnicę. Chwilę czekali na Żelaznego, który jeszcze rozmawiał z patologiem.

15.30
Kanciapa Żelaznego
Żelazny zabrał poznaniaków do knajpki tuż za rogiem komendy. Rozmawiali o różnych rzeczach, ale głównie o sobie. Jak się okazało Żelazny miał się żenić za dwa miesiące. Suchecki i Wnuk pogratulowali mu i życzyli wszystkiego dobrego na nowej drodze życia. Czas jednak mijał szybko, a seryjniak dalej był wolny. Po chwili znowu cała trójka siedziała w kanciapie. Wnuk przeglądał akta  zabójstwa Roksany Chudzik podane mu przez Wielińską, z kolei Żelazny i Suchecki przypatrywali się pracy Jońcy, który kończył obrabiać zdjęcie jak się okazało jedynego faceta, który wchodził w okolicach godziny jedenastej, w niedzielę na dworzec w Dobiegniewie. Suchecki w duchu musiał przyznać, że Jońca jest całkiem dobry w swojej robocie, może nawet lepszy niż Jasionka.
- Skończyłem. - oznajmił asystent z dumą - oto podejrzany.
Suchecki przyjrzał się facetowi jednak nie rozpoznał go. Zawołał Wnuka, który skończył akurat czytać akta. Wnuk przyjrzał się facetowi i zamilkł.
- Co jest??
- Ja go znam.
- To kto to jest?? - wymskło się jednocześnie wszystkim obecnym w kanciapie wyłączając Radka, którego odpowiedź mogła zaskoczyć tylko Suchego, który orientował się w sprawie.
- Student, którego przesłuchiwaliśmy z Miśką po pierwszym zabójstwie.

środa, 16 kwietnia 2014

W mroku cz.6

15 minut później.
Suchy, Radek i Kuba stali oparci o maskę nieoznakowanego mercedesa, mimo tego że lało jak z cebra. Trzy pary oczu wpatrywały się w odjeżdżającą karetkę. Każdy z nich klął w duchu na złośliwość rzeczy martwych. Na to, że akurat kamera się zepsuła. Najstarszy stopniem poszedł wywiedzieć się co jest z Michaliną.  Najważniejsze było to, że dziewczyna nie jest w sytuacji zagrożenia życia. Poinformowano go, że najbliżej jest szpital Strusia, więc tam zabiorą ich koleżankę. Cóż za zbieżność okoliczności. Już po odjeździe karetki odezwał się komisarz.
- Cholerny sukinsyn. Nawet Miśkę zaatakował.
- W sumie dużo ryzykowaliśmy z tą prowokacją - odezwał się Radek
Suchecki spojrzał na niego wilkiem. Miał lekkie wyrzuty sumienia; był jednak osobnikiem o takim charakterze, że takie sytuacje go tylko i wyłącznie nakręcały.
- Miśka wyrwała mu bilet??
Wnuk dopiero po pytaniu Suchego przypomniał sobie o dowodzie rzeczowym. Spoczywał on w jego kieszeni. Wnuk wyjął go. Był lekko pognieciony.
- Jak widzisz to bilet kolejowy.
Cała trójka spojrzała na małą kartkę papieru. Kuba zaczął czytać.
- Miejsce odjazdu to Dobiegniew. Miejsce przyjazdu to Poznań Główny. Bilet wydano o godzinie 11.10. Kasa wydania Dobiegniew. Cztery dni temu a więc w niedzielę.
- No to będzie trzeba sprawdzić ten pociąg - odezwał się Suchecki.
- Myślisz, że kamery na dworcu coś wyczają??
- Obejrzymy, zobaczymy. Aczkolwiek myślę, że do Dobiegniewa też trza będzie się pofatygować. Tylko nie wiem gdzie to jest - Suchy oznajmił swoją słabą znajomość geografii Polski.
Informacja o tym, że najprawdopodobniej czeka go wyjazd, nie ucieszyła Radka. Chciał w końcu poprawić relację z żoną. Podstawowym problemem była jednak praca, która w tej chwili wzywała go w charakterze poleceń Maćka.

Następnego dnia.
Około 9
Okolice Mostu św.Rocha.
Suchecki zazwyczaj zawsze był pierwszy na komendzie. Toteż był bardzo zdziwiony, kiedy zobaczył siedzącego tam Radka. Mimo, że była bardzo wczesna godzina podkomisarz czekał na Maćka. Kiedy tylko zobaczył go wchodzącego, powiedział od razu, że chce jechać do koleżanki. Maciek odrzucił jednak tę prośbę, tłumacząc się wczesną godziną. Więcej pytań o dziwo nie zadawał. Również nie żartował, co jak na jego postać było dziwnym zjawiskiem. Teraz byli już w połowie drogi do szpitala. Przekraczali właśnie Wartę na Moście świętego Rocha. W dalszym ciągu Radek jednak się nie odzywał, jakby zapatrzony w jakiś horyzont no i wychodzące słońce zza chmur Słońce, co dla obydwóch panów było pocieszeniem. Oczywiście ze względu na sprawcę,który poprzedniego dnia po ranieniu brunetki zdołał jednak umknąć Maćkowi mimo oddania przez niego strzału ostrzegawczego. Suchecki zmęczony ciszą postanowił w końcu przemówić.
- Powiedz co jest. Znowu żona??
- Znowu to samo. Nie dbam o nią i tak dalej. Nie chce mi się o tym gadać.
Podkomisarz wyraźnie nie był chętny do rozmowy. Suchecki postanowił trochę ośmielić go do tego, stosując manewr autopsji ze swojego życia.
- Chcesz wiedzieć dlaczego Weronika mnie zostawiła, a właściwie to ja zostawiłem ją??
I nie czekając na odpowiedź Radka zaczął opowiadać o tym jak to sami z Weroniką zaczęli się kłócić, ona częściej zostawała po pracy. Zaczęła się trafiać jakaś delegacja to tu, to tam. W końcu ktoś życzliwy napomknął mu o tym i owym. Pojechał wieczorem do jej pracy i zobaczył to co miał zobaczyć. Trzy miesiące potem nastąpił rozwód.
- Nigdy o tym nie mówiłeś.
- Może wcześniej do tego nie dojrzałem.

Dziesięć minut potem.
Szpital Strusia.
Komisarze wpatrywali się w brunetkę, która robiła to samo w stosunku do nich. Poza niewielką bruzdą na czole wyglądała tak samo jak codziennie w pracy. Lekarz powiedział, że nic większego jej nie będzie, ale będzie musiała zostać dwa, może trzy dni na obserwacji.
- Dzięki za owoce - podziękowała dziewczyna.
Wnuk tylko uśmiechnął się na te słowa. Pomysł kupna kilku jabłek i pomarańcz wpadł mu do głowy, kiedy przejeżdżali obok jednego z warzywniaków.
- Dałam się zaskoczyć, jak jakiś świeżak po szkole.
- Nie martw się, znajdziemy sukinsyna - odparł Wnuk.
- Pamiętasz coś z wczoraj??
- Szłam tą uliczką. Zawiało i zrobiło mi się zimno. Chciałam poprawić płaszcz. I potem on mnie zaatakował. Chciał mnie zaciągnąć w krzaki, ale jakby zrezygnował. Potem pamiętam przez mgłę jak ktoś się nade mną pochyla, chyba Ty, Radek.
Suchecki i Wnuk spojrzeli na siebie porozumiewawczo.
- Wyszarpłaś mu bilet kolejowy.
Misia spojrzała na kumpla zdziwiona.
- Cholera. Nie pamiętam.
- Bilet jest z Dobiegniewa do Poznania Głównego, z niedzieli. - powiedział Suchy.
- A gdzie to jest?? - Misia była tak samo słaba z geografii jak jej szef.
- W lubuskim. Niedaleko Gorzowa.
- Dlatego myślimy, że to jakiś przyjezdny, albo mający rodzinę w tym Dobiegniewie. - dodał Suchy.
- Jedziecie tam??
- Musimy. Ale ty się nie martw. Tylko się kuruj.
Chłopaki opuścili  niezbyt zadowoloną dziewczynę. Na pocieszenie pozostał jej słodki zapach pomarańcz pozostawionych przez Wnuka.

Na dole.
Wnuk i Suchecki zjeżdżali windą.Nagle odezwał się ten pierwszy.
- Myślisz, że spłoszyliśmy faceta, i przez to ją uratowaliśmy??
Suchy spojrzał na niego.
- Uważam że nie. Myślę, że on Misię znał. Zauważ, że nic nie krzyczeliśmy. Nie wołaliśmy jej. A mimo tego on zdążył przed nami uciec.
- W takim razie kto to może być??
- Nie wierzę w żadnego jej znajomego. Może ktoś kto się przewinął już w śledztwie. I rozmawiał bezpośrednio z Misią.
- A co robi Kuba??
- Kazałem mu jechać po monitoring z Głównego.

12.30.
Dworzec kolejowy w Dobiegniewie.
Niewielkie miasteczko położone nad malowniczym jeziorem Wielgie przywitało komisarzy słońcem. Jak udało się dowiedzieć Maćkowi, a bazował głównie na informacjach z wikipedii miało ono trochę ponad 3 tysiące mieszkańców i  było skupione na przemyśle spożywczym oraz działalności turystyczno - usługowej. Komisarz uznał to za dobrą okoliczność. W takim niewielkim miasteczku raczej wszyscy dobrze się znają. Suchecki liczył na to, że uda mu się dowiedzieć, kto kupował owy bilet. Do samego Dobiegniewa dojechali oboje w dobrych nastrojach. Także Radek, któremu nastrój poprawił się dzięki rozmowie którą odbył z Maćkiem w trakcie jazdy. Komisarz mógł sobie na rozmowę pozwolić, gdyż przejeżdżali przez wsie i miasteczka gdzie Toyota musiała zwalniać. Poza tym stan dróg i ilość dziur w asfalcie nie pozwalała na przyspieszenie. Suchy więc pokornie zwalniał. Jedynym minusem były ustalenia Kuby, który zadzwonił praktycznie przed samym miasteczkiem informując, że niczego ciekawego z obserwacji materiału z kamer z przyjazdu pociągu nie wyciągnął. Pociąg Regio wjechał na peron o godzinie 13.17 spóźniając się o dokładnie dwanaście minut.
Komisarze zaparkowali przed dworcem i udali się do budynku. W okienku siedziała lekko siwiejąca, około 50-letnia kobieta w okularach.
- Dzień dobry. Policja - obydwoje pokazali odznaki - czy pamięta może Pani, komu w niedzielę sprzedawała bilet do Poznania, około godziny 11.
- Panowie, ja nie pamiętam. Nie znam ludzi. Ja nietutejsza jestem. Koleżanka zmarła, która to prowadziła i teraz przejęłam schedę po niej. Nie znam jeszcze ludzi. Tych co codziennie kupują, to kojarzę. Ale jednorazowych to nie.
- Jest tu jakaś kamera??
- Co Pan. To mały dworzec jest. Nie ma kamer.
Suchy westchnął zdegustowany. Takich trudności się nie spodziewał.
- A panowie są tu w tej sprawie??
Zdegustowanie zamieniło się w zdziwienie. O co chodziło tej kobiecie?? Suchecki spojrzał na Wnuka, lecz ten wzruszył ramionami.
- Słucham Panią?? - bardziej spytał niż oznajmił.
- No w sprawie tej dziewczyny co ją przy jeziorze ktoś zgwałcił i zabił. Całe miasteczko o tym huczy. Panowie nic nie wiedzą??
Suchecki cały zagotował się w duchu. Prędko odwrócił się na pięcie nie rzucając zdziwionej kobiecie nawet zdawkowego "do widzenia". On i Wnuk szybkim krokiem opuścili dworzec.
- No to nasz seryjny nie powstrzymał się nawet przed zabiciem "u siebie".
- Jesteśmy blisko. Gdyby była tu jakaś kamera.
Wnuk zaczął rozglądać się po okolicy. Po dobrej chwili spostrzegł hurtownię jakichś warzyw. Nad wejściem było widać kamerę. Wskazał swoje znalezisko Suchemu. Obydwoje niewiele się zastanawiając, skierowali swoje kroki do hurtowni.

niedziela, 13 kwietnia 2014

W mroku cz.5

Wnuk po raz kolejny zerkał do materiałów które już parokrotnie czytał. Wyjął z nich zdjęcia dziewczyn, oczywiście nie profilowe, tylko te w których występowały już jako ofiary. Wzdrygnął się na ich widok. Dla wszelkiego spokoju odwrócił wszystko "do góry dnem" po czym wszedł do pokoju przesłuchań. Ekshibicjonista siedział już za stołem, pod czujnym okiem mundurowego. Wnuk ruchem ręki rozkazał opuszczenie pomieszczenia policjantowi. Szybkim ruchem rozłożył zdjęcia przed facetem.
- Co się stało tym paniom?? - spytał facet oglądając zdjęcia
- Może ty mi powiesz.
- Ja?? Skąd to mam wiedzieć.
Wnuk w środku był zniecierpliwiony, ale na zewnątrz starał się grać tego "złego".
- To ja Ci powiem jak było, zgwałciłeś te dziewczyny, a potem połamałeś im karki. Do końca życia z paki za to nie wyjdziesz.
- Z jakiej paki?? - facet nie był najwyraźniej biegły z określeń typowo więziennych.
- Z więzienia, facet, z więzienia.
- Niby dlaczego sądzicie, że to ja.
- Obnażasz się przed dziewczynami, skoro to lubisz, to zapewne lubisz też seks, a skoro dziewczyny Ciebie za takie akcje nie chcą, to ty stwierdziłeś, że musisz to robić siłą.
Wnuk nie wierzył, że wygaduje te bzdury na głos. Z nauk policyjnych doskonale pamiętał, że ekshibicjoniści czerpią przyjemność głównie z reakcji szoku osoby przed którą okazują swoje organy. Sam podejrzany zaś zaczął się uśmiechać, trochę tajemniczo a trochę lubieżnie.
- Wie Pan, to takie podniecające.
- Co takiego?? - Wnuk poczuł się trochę nieswojo.
- Jak tak sobie stanę przed dziewczyną, i pokażę to co mam to buzuje mi wszystko. Wtedy czuję że krąży mi krew. Czuję, że stają mi włosy. Jest mi cieplej. To takie podniecające.
Wnuk tylko pokręcił głową z niedowierzaniem. Wyszedł z pokoju i poprosił Jasionkę, żeby poleciał na dół, do pokoju psycholog Nowackiej.

Pół godziny później.
Radek obserwował przez lustro weneckie siedzących w pokoju psycholog Nowacką i ekshibicjonistę. Oczekiwał oceny wykonanej przez kobietę. Po chwili wyprowadzono faceta. Znaczyło to ze komisarz może wejść do pokoju. Zrobił więc to i usiadł na miejscu na którym przed chwilą znajdował się podejrzany.
- Myśleliście że to on?? - Nowacka spojrzała znacząco na Wnuka.
Komisarz wyczuł jakie jest spojrzenie psycholożki. Nie było raczej spokojne. Było zdziwione.
- Doskonale wiesz, że imamy się już wszystkiego. Szukamy jakiegokolwiek punktu zaczepienia.
- Dobra. Jeśli chodzi o niego, to jest to człowiek chory.
- Pomożesz mu??
- Pomoże tu mu zwykły psycholog - Nowacka głęboko westchnęła - Nie ja. Ja pracuję dla policji. Zadzwonię jednak do swojego kolegi. On mu pomoże. Facet jest opętany seksem, w młodości jednak nie przeżył swojego tego, no wiesz, No i szuka innego ujścia swoich pragnień.
Nowacka wstała i udała się do wyjścia z pokoju. Już miała otworzyć drzwi i wyjść.
- Wiesz co, ja wiem, że Maciek jest świetnym gliną, że złapał dużo przestępców. Ale czasami mógłby trochę przystopować.
- Maciek jest doświadczonym policjantem. Wiele już widział i wiele przeżył. Praca to całe jego życie, więc czasami tak ma. On wie, że można się w tej pracy spodziewać wszystkiego. Ja nie zmienię jego światopoglądu.
Ostatnie słowa Radek powiedział już do zamkniętych drzwi.

Około godziny 17.30
Rondo Rataje.
Wnuk umówił się z Suchym, że jeżdżący po okolicy komisarz i Misia odbiorą go ze stacji benzynowej znajdującej się na rondzie Rataje. Wcześniej Radek wsiadł w tramwaj linii numer sześć, z przystanku znajdującego się niedaleko komendy, na ulicy Matejki. Z tego przystanku było bezpośrednie połączenie na Rataje. W tramwaju większość miejsc była zajętych. Było jednak też kilka miejsc wolnych, i z możliwości posadzenia swoich czterech liter podkomisarz skwapliwie skorzystał. Przez większość drogi obserwował jak jakieś dziecko domagało się usilnie od matki, by kupiła mu lizaka. Kiedy owo towarzystwo opuściło pojazd, pojawiła się na szybie pierwsza kropla, a zaraz po niej kolejna i po chwili jeszcze jedna. Z zachodu nadciągała dość duża chmura, a to zwiastowało jeszcze więcej opadów. Dalszym obserwowaniem kropel Radek się już jednak nie zajmował, ponieważ nadszedł czas jego wysiadki. Zrobił to więc i szybkim krokiem udał się do czekającej już od dobrej chwili Toyoty. Zrobił to tym szybciej, że Maciek ewidentnie zaczął poganiać go ręką.
- Co jest?? - Wnuk od razu spytał się o co chodzi Maćkowi.
- Mieliśmy kolejne zgłoszenie. Jakaś staruszka twierdzi, że jej sąsiad bije swoje dzieci. Poza tym ona sądzi, że to on może być naszym mordercą
W słowach Sobolskiej było słychać zniecierpliwienie. Udzieliło się ono Wnukowi. Było ono tak duże, że ten postanowił się podzielić nim z Maćkiem.
- Suchy??
- Słucham Cię.
- Po co my jeździmy do czegoś takiego. Nie możemy się skupić tylko na sprawie zabójstw tych dziewczyn??
- Może powinniśmy, ale zrozum że siedzenie w papierach jest bez sensu. Dlatego myślę, że to co robimy jest właściwe. Może na coś trafimy. A tak poza tym co byś zrobił na moim miejscu??
Radek zastanawiał się chwilę, ale jego odpowiedzią była cisza. Ta cisza była wystarczającą odpowiedzią na pytanie, kto miał w tej parze wyższy stopień.
- A kolejna sprawa jest taka, - ciągnął Suchy - że nawet jeśli jest problem ze znalezieniem owego faceta, to większa liczba patroli spowoduje że obywatele będą czuli się choć trochę bezpieczniej. Choć naprawdę bezpiecznie to będzie jak złapiemy tego gnoja.
Ten argument zbił zniecierpliwienie Radka z pantałyku.
- Tak w ogóle co z tym ekshibicjonistą?? - spytała Misia.
- To chory facet. Poprosiliśmy z Kubą psycholog Nowacką, żeby go obejrzała. Facetowi bardziej potrzebny jest psycholog niż pobyt za kratami.

15 minut później.
Kolejna interwencja jakiej zwykle udzielają mundurowi stała się udziałem całej ekipy. Jak się okazało, zgłoszenie staruszki nie było bezpodstawne. Po zapukaniu całej trójce otworzyła drobna kobieta, jak się później okazało była to żona nie tylko boksera dzieci ale i damskiego boksera, o czym świadczyło zadrapanie dolnej wargi po jej lewej stronie. Po chwili wszyscy usłyszeli wyraźny szloch dziecka. Suchecki nie wahał się długo. Wparował do mieszkania a potem do pokoju z którego było słychać płacz. Dziecięcy bokser miał akurat trafić swojego syna z tak zwanego "plaskacza", jednakże dźwięk otwieranych drzwi spowodował, że się odwrócił i w tym momencie obydwoje na niego wpadli. Zrobili swoje i oddali faceta mundurowym. Ci wiedzieli co zrobić.
- Kolejna bezsensowna interwencja - westchnęła Misia.
- No na razie to jedyne co nam pozostaje - odparł Suchy.
- Znowu pada - dodał Wnuk patrząc w niebo.
Jednocześnie zarówno on, jak i komisarz szli w kierunku auta. Miśka zatrzymała się jednak i popatrzała w niebo. Krople padały na jej twarz.
- Wiecie co?? - spytała Misia - znalazłam bardzo ciekawy zbieg okoliczności. W dni, które zabijał morderca zawsze pada deszcz. W dni, które nie zabijał nie pada.
Wnuk i Suchecki spojrzeli w niebo. Krople deszczu również padały na ich twarz.
- Masz jakiś pomysł??
- Prowokacja - odpowiedziała.

Baraniaka/Dymka
20.15
Policyjny wóz stał na pobliskim parkingu, przy samym skrzyżowaniu.
- Misia uważaj na siebie. Doskonale wiesz, że facet jest niebezpieczny - martwił się Wnuk.
- Dam radę
Mimo, że dziewczyna powiedziała tak jak powiedziała, to jednak miała lekkiego pietra. Nie wiedziała w końcu, czy facet zaatakuje. Nie wiedziała, czy jej dywagacje będą dobre i czy się sprawdzą.
- Kamera chodzi??
- Chodzi - odpowiedział Kuba, który jak zawsze w takich akcjach odpowiadał za kamery.
Dziewczyna wyszła z wozu. Szła spokojnie, nie odwracała się. W pewnym momencie jednak zerwał się wiatr. Wtedy zrobiło się jej trochę zimno, niespokojnie i nerwowo. Odruchowo obejrzała się za siebie.
W tym samym czasie chłopaki patrzeli w kamerę, Nagle pojawiły się trzaski, zakłócenia i obraz znikł.
- Jasna cholera, Kuba, zrób coś z tym - wrzasnął Suchecki.
- To kamera. Nic nie zrobię.
Krople potu pojawiły się za podkoszulkami jednego i drugiego. Suchecki szybko zdecydował.
- Idziemy.
Po czym obydwoje wyskoczyli z wozu i pobiegli w stronę parku. Po chwili poczuli mocny podmuch wiatru. Zmroził ich dopiero wyraźny krzyk Michaliny. Ruszyli galopem w tamtą stronę. Po około kilkudziesięciu sekundach ujrzeli leżącą dziewczynę. Suchecki zauważył również znikającą postać. Pobiegł za facetem
- Misia, żyjesz??
Dziewczyna dychała mocno.
- Wiesz kto to był??
- Nie widziałam, zaatakował mnie z tyłu....ech...wyrwałam mu coś. Masz - dziewczyna straciła przytomność.
- Miśka, obudź się, jasna cholera.
W tym momencie Wnuk usłyszał strzał. Szybko wezwał karetkę. Spojrzał odruchowo na skrawek papieru podany przez dziewczynę. Był to bilet kolejowy.

czwartek, 10 kwietnia 2014

W mroku cz.4

Dwa tygodnie później.
Czwartek. 8.00
Kanciapa

Przez kilkanaście dni miasto wstrzymało oddech. Zaś okolice Malty stały się jakby wymarłe. Trzy najbardziej popularne punkty w tej okolicy czy jezioro oraz położone w tej części miasta Galeria Malta oraz kompleks marketów na Franowie zanotowywał spadek odwiedzin. Przekładało się oczywiście na środki pieniężne, które wpływały na konta sklepów położonych na tamtejszych osiedlach. Kobiety, w szczególności młode bały się chodzić same po ulicach. Rzadko który mąż, znajomy czy chłopak nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji. Całą psychozę podkręcały jeszcze lokalne media informując o nieudolności policji, która nie potrafi złapać jednego człowieka. Bo pewnym było to, że wszyscy mieli do czynienia z serią, która pochłonęła już sześcioro istnień ludzkich. W ostatnim okresie co 2-3 dni na komendzie odbywała się konferencja prasowa, na której rzecznik prasowy "Laluś" informował o postępach, które dotyczyły owego seryjnego mordercy. Zazwyczaj nie było jednak o czym mówić. Facet pozostawał nieuchwytny. Kierowano regularnie apele o odzewy do mieszkańców, jednakże informacje napływające na komendę opierały się na prywatnych waśniach lub wyimaginowanych podejrzeniach. Plusem było to, że Sucheckiemu i ekipie udało się złapać kilku poszukiwanych za niepłacenie alimentów oraz jednego drobnego złodziejaszka. Lecz jakaż to pociecha, kiedy na wolności pozostawał człowiek, który siał postrach, trzymając jednocześnie całe miasto w niepewności. Suchy kilkukrotnie udawał się na rozmowę do komendanta. Nie były to oczywiście miłe rozmowy. Raz nawet musiał rozmawiać z prezydentem miasta, który osobiście pofatygował się na komendę, zapytując jak wygląda cała sprawa. Maciek doskonale wiedział, że podstawowym powodem pojawienia się takiej osobistości na komendzie są rozpoczynające się za 3 tygodnie Mistrzostwa Europy w wioślarstwie, właśnie na torze Malta. Gdyby nie udało się schwytać mordercy mogło dojść do wielkiego skandalu. Komisarz oczywiście obiecał, że znajdą owego faceta. Sprawa ta zaczynała powoli go wykańczać, nie tylko fizycznie ale i psychicznie. Coraz częściej analizując ślady zostawał na komendzie do późnej nocy, a nawet i przez całą noc. Mało spał i jadł. Jego koledzy, Radziu i Misia starali się odwodzić go od pomysłu spędzania dwudziestu czterech godzin na dobę w pracy, jednak komisarz pozostawał nieugięty. Po kilku próbach dali więc sobie spokój.
Komisarz zwołał na godzinę 8.30 naradę w biurze. Tym razem narada ze względu na sprawę była wyjątkowa. Oprócz całej ekipy stawili się również naczelnik wydziału, podinspektor Modzelewski, profesor Czechliński, psycholog Nowacka, "Laluś", oraz wszyscy asystenci policjantów i mundurowi z rewiru Rataj, Pometu i Franowa. Jako pierwszy przemówił podinspektor, który po paru niewnoszących nic zdaniach przekazał temat Maćkowi.
- Więc tak, jak doskonale wszyscy wiemy nasz "obiekt" do tej pory zabił sześć kobiet - Suchecki płynnie przeszedł do tablicy na której wisiały corpus delicti ofiar zwyrodnialca - jak na razie nasz "obiekt" zabił:
- Małgorzatę Lipską, lat 29.
- Anetę Grochowalską, lat 23.
- Romę Jasieńską, lat 37.
- Odetę Polody, lat 20.
- Justynę Lodowczyk, lat 31.
- Malwinę Płotkę, lat 34.
- Wszystkie ofiary pracowały bądź mieszkały w okolicach Jeziora Maltańskiego, bądź Rataj. Ofiary były znajdowane w Parku Tysiąclecia, to jest przy ulicy Warszawskiej. Także w parkach w okolicach nowego Zoo, ulice Baraniaka i Dymka. Przedostatnia ofiara została znaleziona w Traszkach Ratajskich, ulica Piaśnicka - ciągnął komisarz - stąd też mamy podejrzenie że morderca może mieszkać właśnie w okolicach Rataj, osiedl Lecha, Czecha, Rusa, Osiedla Maltańskiego, Pometu - komisarz jednocześnie mówiąc pokazywał wskaźnikiem owe miejsca na mapie.
- Jakie działania zostały podjęte?? - spytał inspektor.
- Zwiększyliśmy liczbę patroli, sami również tutaj jeździmy po tej okolicy. Jest ona jednak bardzo duża i ciężko nam obstawić wszystkie miejsca. Koledzy z prewencji również ostrzegali w szkołach, oraz w spółdzielniach mieszkaniowych - wyjaśnił Suchy - tak aby jak najwięcej osób dowiedziało się o tym co się dzieje. Radzimy, żeby nie chodzić samemu po okolicy, szczególnie chodzi tu o samotne kobiety. Szczególnie wieczorem, ponieważ wszystkie morderstwa dokonywały się w godzinach wieczornych.Teraz poproszę pana profesora Czechlińskiego.
Barczyste ciało podniosło się i patolog udał się na to same miejsce na którym przed chwilą stał jeszcze komisarz. Zajrzał w swoje papiery.
- Nasz nieznajomy podejrzany za każdym razem stosuje taką samą metodę. Z przeprowadzonych sekcji zwłok wynika że morderca za każdym razem swoje ofiary gwałci. Jest przy tym bardzo brutalny, zostawia krwawe ślady na odbycie. Następnie łamie kark każdej ze swoich ofiar, co jednocześnie powoduje pęknięcie rdzenia kręgowego i natychmiastową śmierć denatki.
- Według naszych ustaleń - odezwał się Wnuk, który jednocześnie gestem podniesionej ręki przepraszał profesora za przerwanie - facet atakuje ofiary z tyłu, za każdym razem zaciągając ją w krzaki, i tam dokonując tego, o czym wspomniał profesor.
- Chciałbym dodać jeszcze jedno - odezwał się Czechilński - nie ma śladów nasienia a więc facet zabezpiecza się za pomocą prezerwatywy.
Następna głos zabrała psycholog Izabela Nowacka.
- Motyw zbrodni oczywiście jest seksualny.
- Od razu wykluczyliśmy motyw rabunkowy. Za każdym razem znajdowaliśmy portfel, dokumenty i bardziej wartościowe rzeczy - ponownie wtrącił Wnuk.
- Nasz poszukiwany na pewno jest osobnikiem, który lubi, kiedy kobiety są mu uległe.  Na co dzień zachowuje się zwyczajnie, nie odstając od reszty wzorowych obywateli. Raczej na pewno nienawidzi kobiet. Być może miał problemy z kobietami, być może przeżył jakiś bardzo poważny zawód miłosny. Może również mieć problemy z układem rozrodczym, przez co nie potrafi spełniać się jako kochanek. Jego problemy mogą wynikać z dzieciństwa. Mógł nie mieć lub szybko stracić ojca i być przez to zdominowany przez matkę. Nie jest w stałym związku. Może być osobnikiem bardzo silnym fizycznie jednak nie jest to do końca pewne. Możliwe że zabija w stanie silnego wzburzenia. 
Na koniec ponownie odezwał się podinspektor.
- Ta sprawa to priorytet. Ten człowiek ma zostać znaleziony i złapany. Za wszelką cenę. Dlatego mówiąc kolokwialnie, wszyscy macie ruszyć dupy i zabrać się do roboty.
Nikt nie zamierzał polemizować z inspektorem.

Sześć godzin później.
Stacja benzynowa przy Rondzie Śródka.
Słowa komisarza o tym, że razem z Miśką i Radkiem jeżdżą po okolicach Malty nie były bynajmniej żadnym czczym gadaniem. Nieoznakowana Toyota codziennie pokonywała bardzo duże ilości kilometrów regularnie tankując na stacji położonej przy Śródce. Na tej samej stacji stała również budka przy której od kilku dni komisarze regularnie się stołowali. Wszyscy bowiem już dawno zdali sobie sprawę, że siedzenie w aktach i papierach tej sprawy jest bezsensowne. Bardziej sensownym było już dołączenie do ekip mundurowych patrolujących okolicę. Ekipa właśnie kończyła obiad, kiedy to odezwała się radio w samochodzie.
- Tu Kuba.
Wszyscy błyskawicznie udali się do Aurisa.
- Co jest??
- Dostaliśmy cynk, że w Parku Tysiąclecia obnaża się jakiś ekshibicjonista.
- Dobra. Mamy minutę do parku. Zawiniemy gościa.

Chwilę później.
Park Tysiąclecia.
Komisarze zaparkowali się od południa, od strony ulicy Komandoria.
- Misia, pójdziesz pierwsza. Jak facet się przed tobą obnaży, wiesz co robić.
- A wy??
- Pójdziemy za tobą.
Misia jako jedyna kobieta w ekipie nie miała wyboru. Oczywiście musiała się zgodzić na rolę przynęty. Po chwili spacerowała już po parku. Z tyłu Wnuk i Suchy wymieniali ze sobą opinie.
- Myślisz, że to on?? - odezwał się Wnuk.
- Chyba musiałby być kompletnie walnięty.
- Mhm..
- To będzie tak samo jak z tymi alimenciarzami. Weźmiesz go przesłuchasz na komendzie, może trochę ostrzej bo facet ewidentnie ma jakieś problemy skoro się obnaża. Pamiętasz, co mówiła Nowacka.
Wnuk tylko kiwnął głową wskazując na Misię, do której zbliżał się jakiś facet w płaszczu. Kiedy rozpiął guziki i się obnażył Misia błyskawicznie przyskoczyła do niego i zakuła go w kajdanki. "Podała" go Wnukowi. Przywołani mundurowi zawieźli obydwóch na Kochanowskiego.

Komenda.
Około 15.
Wnuk i ekshibicjonista pojawili się na komendzie. Kuba czekał już na kolegę.
- Co z nim zrobisz?? - spytał Radka.
- Przesłucham go. Ale wydaje mi się że nic z niego nie będzie.
- Chcesz jakieś materiały??
- Tak. Przynieś mi zdjęcia i akta
- Się robi szefie.

piątek, 4 kwietnia 2014

W mroku cz.3

Szpital im. Strusia.
Około 10.00

Wnuk i Misia przekroczyli próg szpitala. Podeszli do recepcji i poprosili o możliwość rozmowy z neurochirurgiem Rafałem Niezdropą. Skierowano ich na trzecie piętro. Chcieli już iść w kierunku schodów.
- Proszę założyć ochraniacze - zawołała jedna z idących pielęgniarek.
Komisarze musieli cofnąć się ponownie do recepcji i odebrać zapobiegający przenoszeniu bakterii pakiet. Kiedy to zrobili ponownie spróbowali ruszyć do góry. Tym razem nie było już żadnych przeszkód.
- Lubisz szpitale?? - zagadnął Radek do dziewczyny.
Ta wzdrygnęła się odruchowo.
- Kiedyś mojego brata prawie wysłali na tamten świat.
- Doprawdy??
- Wprowadzili mu bakterię przy prostym zabiegu wycięcia wyrostka. Miał być trzy dni w szpitalu, a był jedenaście. Na szczęście przeżył.
- Nie składaliście żadnego zażalenia??
- Nie. Ten lekarz miał już jakąś sprawę o błąd w sztuce.
- Mhm... czyli jak to kiedyś śpiewali daleko od noszy, od noszy najdalej, najlepiej nie choruj omijaj szpitale.
Wnuk rozśmieszył koleżankę śpiewem piosenki ze znanego serialu.
- A Ty?? - spytała brunetka.
- Bywam czasem w szpitalu, oddaję krew.
Śmiejąc się jeszcze z żartu obydwoje dotarli na trzecie piętro. Stanęli przed drzwiami, w którym według informacji na drzwiach miał urzędować doktor Niezdropa. Po pukaniu i "proszę" usłyszanym zza drzwi Sobolska i Radek weszli. Niezdropa właśnie przebierał się w cywilne ubranie. Spojrzał na policjantów.
- Państwo do mnie??
- Tak, panie doktorze.
- W sprawie któregoś z pacjentów??
- Nie, jesteśmy z Policji. Chcemy porozmawiać o Małgorzacie Lipskiej - oświadczył Radziu.
Niezdropa wyminął policjantów i otworzył drzwi gabinetu jakby patrząc czy nikt nie widzi. Po chwili znowu zamknął drzwi i wrócił do rozmowy.
- Możemy porozmawiać w bardziej ustronnym miejscu?? - spytał.
- Nie ma problemu, pójdziemy z Panem na dół. - Misia była lekko podejrzliwa.

W tym samym czasie.
Szpitalna, oddział psychiatryczny.
Suchecki podobnie jak Michalina nie czuł się za dobrze w szpitalu. Sterylność pomieszczeń nie budziła w nim najlepszych skojarzeń. Zapach który czuł, ewidentnie kojarzył mu się z lizolem. W głębi ducha był jednak bardzo skupiony, ponieważ jakimś cudem udało mu się wywalczyć możliwość widzenia z Markiem Zagdańskim. Choć zarówno jego znajomy komisarz Wójciak, jaki ordynator oddział psychiatrycznego nie za bardzo wierzyli w to, że facet będzie mógł coś wnieść do sprawy, Suchy wymógł widzenie. Wszedł posłusznie za ordynatorem i zobaczył Zagdańskiego. Za nim stało dwóch pomocników ordynatora czyli sanitariusze. Ordynator wyraził możliwość rozmowy Sucheckiego z facetem tylko w jego obecności. To był jedyny warunek, który komisarz musiał spełnić inaczej nie porozmawiałby z Zagdańskim. Facet był przykuty do stołu kajdankami, tak samo przykute były nogi. Z kolei każda noga stołu była przykręcona do podłogi trzema dość dużymi śrubami. Suchecki spojrzał na zabezpieczenia.
- Dobre macie kajdanki - pokiwał głową z uznaniem.
- Różnych mieliśmy wariatów tutaj. Względy bezpieczeństwa.
Suchecki zasiadł na krześle. Facet patrzył się na niego. Wyzywająco. Usiłował zbić komisarza z pantałyku. Ten jednak był nadzwyczaj spokojny.
- Witaj, Zagdański. - rzekł.
Cisza. Facet jakby zląkł się głosu komisarza. Jak było widać wahania nastrojów cechowały tak zdominowanego przez matkę faceta jak Zagdański.
- Lubisz kobiety??
- Nie lubię. Mamusia zawsze mówiła, że mam jej słuchać. Nie lubiła innych kobiet. Nawet koleżanek ze szkoły - Facet wypowiedział tą sekwencję zdań powoli, akcentując każdą przerwę.
- A miałeś jakichś znajomych, kolegów??
- Mamusia nie lubiła.
Sucheckiemu to wystarczyło. Opuścił salę czym w największe osłupienie wprawił...ordynatora.
- Panie komisarzu, tylko tyle pytań?? - lekarz był zdziwiony.
- Mam jeszcze jedno. Ktoś go odwiedza??
- Nikt. On ma zakaz odwiedzin. Czasem przychodzi tylko nasz psycholog. Zjawia się czasem jego matka, albo mamy zarządzenie, żeby jej nie wpuszczać.
Suchecki podziękował i udał się do wyjścia. Wiedział już, że faceta raczej trzeba skreślić. To był po po prostu biedny, chory człowiek.

Misia, Wnuk oraz doktor Niezdropa wsiedli do samochodu którym przyjechali policjanci.
- Przepraszam najmocniej, ale ściany w szpitalu mają uszy. Ktoś mógłby usłyszeć i donieść mojej żonie, a tego bym nie chciał.
Misia obserwowała ulicę. Po chwili odwróciła się do doktora.
- Mieliście romans??
- Tak. Nawet nie wiem już jak to się zaczęło. Tak mi to spowszedniało.
Sobolska zaczęła się lekko uśmiechać pod nosem z głupoty mężczyzny. Ponieważ wywodziła się z normalnej rodziny zawsze uważała, że pozamałżeński romans to idiotyzm.
- Chciałbym, żeby moja żona się od Państwa o niczym nie dowiedziała.
- Jeżeli nie będzie to kolidowało ze śledztwem, nie widzę problemu - Wnuk odwrócił się do niego.
Facet spojrzał na niego zdziwiony.
- Jakim śledztwem??
- Gwałtu i zabójstwa Małgorzaty Lipskiej.
- Pan raczy żartować.
- Nie śmiałbym.
Niezdropa dopiero wtedy zrozumiał. Ukrył twarz w dłoniach.
- Czy to jest prawda?? - spytał jakby nie wierząc
- Pani Lipska nie żyje.
- A co Pan robił wczoraj około 20.
- Byłem w szpitalu. Miałem dyżur. W ogóle wy mnie podejrzewacie??
- To rutynowe pytania.
Niezdropa jakby przez chwilę się uspokoił.
- Kojarzy Pan jakichś wrogów Pana kochanki.
- Niestety nie. To była pogodna dziewczyna.
- A Pana żona?? - spytała Misia.
Neurochirurg na chwilę zamilkł.
- Iza jest poza wszelkim podejrzeniem.
- Dobra. Proszę się nie ruszać z miasta.
Niezdropa opuścił samochód komisarzy. Wnuk jeszcze przez chwilę obserwował go w tylnym lusterku.
- Misia, idź sprawdź alibi.
- Ok - przytaknęła brunetka wychodząc z auta.
Wnuk miał swój ukryty cel w tym by to brunetka poszła sprawdzić alibi. Lekko podśmiechując się pod nosem zadzwonił do Kuby.
- Witam Pana aspiranta. Jest koleś do obserwacji.

Kanciapa
Około 11.30
Suchecki oczekiwał na swoich kolegów. Kiedy wchodził na oddział minął się z Kubą, który właśnie miał udawać się na jakąś obserwację. Zaintrygował się trochę tym tematem, ale postanowił poczekać na Wnuka, który według relacji aspiranta miał wiedzieć więcej. Mijała właśnie czterdziesta minuta odkąd pojawił się w biurze, kiedy usłyszał z daleka podniesiony głos swojej współpracownicy.
- Cholera, Wnuk. Zabiję cię za to.
- Ale o co ci chodzi?? - odezwał się głos należący do Radka.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi o ochraniaczach. Ludzie się na mnie dziwnie patrzyli. - dziewczyna cały czas mówiła podniesionym głosem.
- Oj, Misia, to tylko ochraniacze.
- Dobra, skończ.
Bocząca się dziewczyna weszła do kanciapy. Za nią pojawił się Radek, z charakterystycznym uśmieszkiem na ustach. Komisarz oczywiście spytał jaki jest powód takiego zachowania. Po otrzymaniu od patrzącej wilkiem na Radka dziewczyny informacji skupił się na sprawie.
- Byłem w tym szpitalu. Facet ewidentnie ma schizę na punkcie własnej matki. Mamusia to,mamusia tamto. Poza tym nikt go nie odwiedza i nikt się z nim nie kontaktuje. Oprócz matki oczywiście, jednak ona ma zakaz zbliżania. Także nie wiem kto ewentualnie mógłby się mścić.
- A nasza ofiara miała kochanka.
Suchy aż zagwizdał.
- Kochanek?? A kim on jest.
- Rafał Niezdropa, neurochirurg. - odpowiedział Wnuk - twierdzi, że miał dyżur w szpitalu. Miśka sprawdziła alibi. Zgadza się, ale może żona coś wiedziała.
- W każdym bądź razie, Kuba go obserwuje.
- No na razie musimy go prześwietlić to nasz jedyny trop.

Wieczorem.
Ul. Piaśnicka.
Jasionka znowu włączył wycieraczki, żeby ściągnąć krople wody z szyby. Właśnie wtedy podjechał samochód na zmianę. Kierowała nim Miśka. Jasionka otworzył okno mimo że ryzykował iż kilka kropel wpadnie mu do samochodu. Sobolska wykonała tą samą rzecz.
- Jak tam Pan doktor??
- Żadnych podejrzanych ruchów. Siedzi w domu.
- Dobra. Jedź się wyspać.
Kuba pożegnał się z koleżanką, i obrał kurs na centrum. Z Piaśnickiej skręcił w Chartowo, potem minął feralne skrzyżowanie Baraniaka/ Dymka. Ujechał ledwie kilkanaście metrów tą ulicą, kiedy nagle z lewej strony z krzaków wyskoczyła jakaś dziewczyna. Była cała mokra. Jasionka prawie ją ściął z drogi. Cały w nerwach wyskoczył z samochodu.
- Co Pani do cholery wyrabia??
- Tam jest dziewczyna - niedoszła ofiara aspiranta była roztrzęsiona - chyba nie żyje.
Kuba szybko zrozumiał co się święci. Poleciał za dziewczyną. Po około stu metrach biegu, Kuba zobaczył ciało dziewczyny. Sprawdził puls. Lekarza można było wezwać tylko by stwierdził zgon. Jasionka wyjął telefon. Wybrał numer swego szefa.
- Suchy, mamy problem. Jest kolejna dziewczyna.

wtorek, 1 kwietnia 2014

W mroku cz.2

Suchecki od razu przypomniał sobie tą sprawę. Kilka napadów w okolicach Rataj, pamiętał że faceta złapano. Z tego co mu się wydawało sprawę prowadził Wójciak. Zanotował sobie w mózgu, że musi z nim pogadać. Nie wiedział bowiem co się aktualnie z owym facetem dzieje. Wnuk tymczasem zadał pytanie.
- Myśli Pan, że może mieć to związek z owymi zeznaniami??
- To jedyne co mi przychodzi do głowy.
Zaległa cisza. Wnukowi jakoś żadne pytanie nie przychodziło do głowy. Miśce również. Suchecki też milczał. Tą ciszę przerwał mąż ofiary.
- Chcę wiedzieć, jak zginęła.
- Lepiej nie, to może być dla pana szok.
- Ale ja chcę - facet powiedział to z całą stanowczością wbijając oczy w Radka.
Podkomisarz westchnął i spojrzał na komisarza. Ten z kolei pokręcił twierdząco głową.
- Pana żona została brutalna zgwałcona. Zabójca złamał jej kark i rdzeń kręgowy, co spowodowało natychmiastową śmierć - wyrecytował jednym tchem.
Facet załkał. Chyba lepiej było jednak nic mu nie mówić.
- Możemy wziąć zdjęcie żony?? Oddamy potem.
- Proszę, weźcie sobie cokolwiek chcecie.
- Gdyby coś sobie Pan przypomniał, proszę zadzwonić.
- Dziękuję - facet wyjąkał tylko to jedno słowo, jednocześnie przyjmując od Sucheckiego wizytówkę. Nie miał nawet siły odprowadzać policjantów do wyjścia.

Na dole.
Komisarze zatrzymali się przed wyjściem z klatki w której mieszkali Lipscy. Cały czas deszcz nie ustępował, w związku z czym dyskutowanie o sprawie na świeżym powietrzu było bezsensowne.
- I co o tym sądzisz?? - Misia zapytała komisarza.
Suchy pogładził się po policzku.
- Pamiętam tę sprawę.
- Ja też - wtrącił się Wnuk - gościu napadał w tej okolicy na spożywczaki, piekarnie, małe butiki. Kilka napadów było, raz nawet postrzelił kasjerkę w takim małym banku.
- Wójciak to robił. Pogadam z nim jutro.
- A my?? - wyrwało się Sobolskiej.
- Pojedziecie do szpitala. Pogadacie z kim tam trzeba, z aptekarkami, z ludźmi ze szpitala, może coś się dowiecie ciekawego??
Wnuk spojrzał na Miśkę. Ona również na niego spoglądnęła. Porozumieli się od razu.
- Przynajmniej dzięki zeznaniu męża wiemy więcej. Lipska wracała z tej apteki, szpital Strusia jest z tego co wiem na Szwajcarskiej. Szła przez ten można powiedzieć lasek na skróty.
- Facet mógł ją obserwować - rzuciła Misia.
Koledzy spojrzeli na nią z lekkim uznaniem. Mimo, że była najmłodsza w ekipie, szybko się uczyła. Efekty tej nauki były coraz częściej widoczne.
- Zapewne wiedział, o której kończy.
- No wracając do sprawy tych napadów, to wydaje mi się że nie ma związku. Napad, a takie zabójstwo to trochę się kupy nie trzyma. Gwałt jako forma zemsty nie za bardzo mi pasuje. A okrucieństwo czy złamany kark też jest dość dziwne.

Następnego dnia.
Kanciapa. Około 9.
Prognozy pogody sprawdzały się w pełni. Miało padać w dalszym ciągu. No i padało. W tej kwestii czwartek był podobny do środy. Podobnie jak przy sprawie renegata Suchy potrzebował informacji od komisarza Wójciaka. Aktualnie wypełniał jakieś zaległe akta i oczekiwał swojego kolegi. Przez noc rozmyślał trochę nad sprawą Lipskiej. Jedyne co mu się nasuwało to motyw seksualny. Te obrażenia, krew, rozebranie do pasa w dół. Świadczyły o ewidentnym motywie w kierunku jakiegoś sadysty. A ze szkoły policyjnej doskonale pamiętał, że tacy maniacy są najgroźniejsi, a jedno zabójstwo nie jest zazwyczaj ostatnim. Temat napadu, odstawił raczej na boczny tor. Aczkolwiek trzeba było to jeszcze sprawdzić. Rozważania przerwało pukanie. Wójciak stał w drzwiach.
- Cholerna pogoda.
- Dopiero w sobotę ma być lepiej.
- Znowu się spotykamy - Wójciak robił aluzję do tematu renegata. - Gratuluję, morderca złapany, Kośmicki też. Mam prawie czystą kartę jeśli chodzi o nierozwiązywalność.
- Prawie robi wielką różnicę.
Suchecki lekko się zaśmiał z udanego dowcipu. Wójciak wtórował koledze. Suchecki szybko jednak przestał się cieszyć. Pamiętał bowiem co chciał od Sławka. Uśmiech znikł z jego twarzy. Wójciak od razu to zauważył
- Co jest??
- Ty robiłeś sprawę tego gościa co napadał na sklepiki w okolicach Malty, Rataj.
- Chcesz wiedzieć coś więcej??
- Nom. Małgorzata Lipska. Kojarzysz??
Wójciakowi odmalowało się skupienie na twarzy. Trwało to dobrą chwilę.
- Chyba zeznawała taka jedna o takim nazwisku. Nawet na pewno. Była świadkiem, jak gościu wybiegał z jednego z miejsc napadów.
- Ktoś ją zgwałcił w tym lasku za Maltą, potem złamał jej kark.
- Ostro.
Suchecki i Wójciak przez chwilę mierzyli się wzrokiem. W końcu odezwał się ten pierwszy.
- Mąż wskazał ten trop. Ale... - komisarz przerwał i utkwił wzrok w Sławka.
- ...nie jesteś przekonany??
- W ogóle nie jestem przekonany - ostatnie słowo komisarz prawie wykrzyczał - Tam były napady na takie sklepiki, a tutaj zabójstwo, jeszcze takie okrutne. Do tego ewidentny motyw seksualny. Kompletnie mi to nie pasuje.
Wójciak początkowo nic nie mówił, starając się przeanalizować to co mówi Maciek.
- Facet nazywa się Marek Zagdański, jeśli to Cię interesuje. Ale nie wiem, czy dasz radę z nim pogadać.
- Czemu??
Sławek westchnął.
- To świr jest. Rozumiesz?? On napadał i przy okazji straszył te ekspedientki takim pistoletem - samoróbką. Wychowywał się w patologii. Miał tylko matkę, która kompletnie go dominowała. Taka hersztbaba. Udało się tylko dowiedzieć, ze kradł dla niej, jednak nie wiadomo czy ona mu kazała. Potem wzięto go na badania, i wyszło, że ma jakieś tam zaburzenia. Wiesz, migreny przy zmianach ciśnienia, nagłe ataki agresji, nadmierna łatwowierność - wyliczał Wójciak - Dali go na Szpitalną, do psychicznych.
- Myślisz, że da się z nim pogadać??
- Jeśli dostaniesz zgodę,to pogadasz, jednak co z tego będzie nie wiem.

W tym samym czasie
ul.Szwajcarska, Szpital im.Strusia.
Wnuk, który prowadził auto tego dnia wyjątkowo skupiał się na jeździe. Starał się nie wariować, jechać bezpiecznie. W tych warunkach nawet jeden moment nieuwagi, jeden poślizg mógł kosztować życie. A na pewno mógł kosztować także kasację samochodu. Wody na ulicy było tyle, że mimo tego iż podkomisarz starał się wymijać kałuże, nie zawsze mu się to udawało i niektórzy przechodnie w związku z tym mogli poczuć wodę na spodniach. Od momentu kiedy Radek podjechał pod Sobolską w samochodzie trwała cisza. Dziewczyna wyczuła, że jej kolega nie jest zbyt rozmowny. Mimo tego postanowiła przerwać ciszę.
- Arleta??
- Kłóciliśmy się wczoraj.
- O to co zwykle??
- Zarzuciła mi znowu to samo, późno wracam, Amelka i Gosia śpią, znowu nie widzą ojca. Zresztą, nie chce mi się gadać o tym.
Misia nie próbowała ciągnąć Radka za język. Po chwili siedzieli już w czystym pomieszczeniu w towarzystwie Rapacholinów, Apapów, Cholinexów i Panadolów oraz całej masy innych leków. Naprzeciw nich również siedziały wysoka blondynka, kierowniczka apteki, oraz aptekarka, która aktualnie sprzedawała leki. Korzystając z chwili,że akurat nie było klientów policjanci poprosili o chwilowe zamknięcie apteki, co obie Panie niezwłocznie uczyniły. Wnuk powiadomił obydwie Panie o tym co się stało i płynnie przeszedł do pytań.
- O której Pani Lipska opuściła aptekę?? - spytał.
- O 20 zamknęłyśmy - odezwała się kierowniczka - podsumowywałyśmy pracę. Około 20.15 Pani Małgosia wyszła. Taka tragedia.
- Jaka była Pani Lipska?? Jakim człowiekiem była - tym razem pytała brunetka.
- Bardzo pogodna dziewczyna. Uczciwa, zaradna, nigdy nic nie ukradła. Męża również poznałam. Bardzo porządny facet.
- Wrogowie??
- Nic mi nie wiadomo. A ty jak myślisz?? - kierowniczka zwróciła się do swojej podwładnej.
- Też nie wiem. Lubiłam Małgosię, nie mam pojęcia kto to zrobił.
Radek i Misia podziękowali za rozmowę, wyrecytowali zwyczajowe formułki o powiadomieniu policji w razie przypomnienia sobie czegoś i skierowali się do wyjścia. Po opuszczeniu apteki uszli kilka kroków. Wtedy usłyszeli za sobą szczęk otwieranych drzwi. Obydwoje odruchowo odwrócili głowę. W ich kierunku szła koleżanka zamordowanej.
- Nie chciałam mówić nic przy szefowej.
- Co jest tak ważne, że pani nie chciała mówić w aptece??
- Gosia miała kochanka.
Misia spojrzała porozumiewawczo na Radka.
- Zna go pani?? - spytała.
- To doktor Niezdropa. Jest neurochirurgiem w szpitalu.
- Jest Pani pewna??
- Tak. Gosia kilka razy prosiła mnie, żebym ją kryła przed mężem. Zostawała czasem dłużej i szła do niego, bo on mieszka tu niedaleko, na osiedlu, albo spotykali się w pracy.
- Czy to wszystko??
- Raczej tak.
Dziewczyna wróciła pędem do apteki, ponieważ w dalszym ciągu padało.
- No to co?? - zwrócił się Radek do brunetki - odwiedzimy sobie pana doktora.