piątek, 20 grudnia 2013

Był sobie chłopiec cz.4

Bank, ul.Polna
12.30

Suchecki,Wnuk i Sobolska dotarli z problemami do banku.
- Cholera,że też w tym mieście zawsze muszą być takie korki.
- Co się dziwisz, robią Kaponierę.
- Ale tempo mogliby przyspieszyć - ciągnął komisarz.
- Ze spokojem. Jakie mamy numerki na tych kluczach?? - zapytał Wnuk.
- 42 i 64 - odpowiedziała Misia, bowiem na niej spoczęło pilnowanie tych dowodów.
Zajęci konwersacją policjanci dotarli do skrytek. Nie wyróżniały się specjalnie, miały biały kolor. Było ich dokładnie 88.
- Co robimy?? - zapytała Misia.
- Otwieramy - zdecydował Suchy.
- A możemy??
- Miśka, tam może być coś ważnego.
- Niech będzie, choć nie wiem czy powinniśmy pytać się dyrektora banku.
- A po co?? Spróbuj dopasować klucz do 64.
Wnuk wziął klucz od dziewczyny. Chwilę się z nim mocował.
- Nie ma szans. To nie ten.
- No to próbujemy z 42.
Tym razem nie było najmniejszych problemów. Zawartość skrzynki stanęła przed całą trójką otworem.
- Podaj mi rękawiczki - rzucił komisarz do Miśki.
- Służę uprzejmie - odparła brunetka.
Komisarz zajrzał do środka. Wyjął dużą torbę z logo jednej ze znanych sieci sklepów RTV/AGD.
- Oglądamy?? - spytał Wnuk.
- W samochodzie. Tutaj są kamery.

Chwilę później.
Toyota Auris.
- No to co. Sezamie otwórz się. - Suchy otwarł torbę - Fiu,fiu - aż zagwizdał.
- Co jest??
- Kasa. - Suchy zaczął wyciągać forsę. Oddawał ją Miśce do przeliczenia.
- Tu jest 80 tysięcy złotych.
- No to już wiemy, skąd denat miał kasę.
- Wierzysz w karty telefoniczne?? - spytał Wnuk.
- Już nie - odparł Suchy - ale nasz koleżka niech sobie jeszcze posiedzi. Czekajcie bo na dole jest coś jeszcze.
Komisarz wyjął z torby mały notesik z Kaczorem Donaldem.
- Rzucę tylko okiem. Tu są jakieś nazwiska. - dodał po chwili - nazwiska i adresy jakichś kobiet.
- Ile ich jest?? - spytała Sobolska.
- 5.
- Czyżby nasz student okazał się demonem seksu??
- No, niewykluczone. Tylko skąd ta kasa??
- Pogadamy z tymi paniami. Nazywają się Martyna Czerska, Alicja Orłowicz, Patrycja Plichta, Agnieszka Litwiniak i Karina Obrębska. Nie ma co. Jedziemy na Kochanowskiego.

Kochanowskiego. Komenda.
Około 13.15

Kuba siedział oczywiście przy biurku. Tradycyjnie był wpatrzony w ekran komputera. Nie zauważył kiedy w kanciapie pojawili się komisarze.
- Cześć Kuba - rzuciła do niego Misia.
Ten nawet nie mrugnął, nic nie odpowiedział. Po chwili pojawił się Wnuk. Nie zastanawiał się długo. szybkim ruchem zamknął aspirantowi laptopa.
- Jezu, czemu mnie nie straszysz! - Jasionka aż podskoczył.
- Na imię mam Radosław, Wnuk na nazwisko. - odparł podkomisarz zadowolony ze swojego żartu.
- Dobra, dobra jak tam wasze rozeznanie?
W odpowiedzi wchodzący Suchecki rzucił mu na stół torebkę.
- Co to jest??
- Zobacz sam.
- Ile tego jest?? - zapytał zaskoczony.
- 80 patyków.
- To jego pieniądze??
- Nie. Kulczyka. Oczywiście że jego. Czemu zadajesz takie pytania głupie. - zbeształ Jasionkę "Suchy"
- Sorry. Mam dwie sprawy. Ustaliłem co się stało z rodzicami tego Drechslera.
- I co??
- Jego matka nie żyje. To narkomanka była. Kilka lat temu chłopaki znaleźli ją w jednej z melin na Piątkowie.  
- A ojciec?? - spytał Wnuk.
- Też był narkomanem. Mieszka na Wyzwolenia.
- To już nie jest??
- Podobno przeszedł terapię dwa lata temu. Mówił mi tak były dzielnicowy z jego rejonu. On przeszedł na emeryturę. Z nowym nie mogłem się skontaktować, więc gadałem z nim. Facet mieszka na Wyzwolenia. Nazywa się Roman Kostnik.
- A druga sprawa??
- Zadzwoniłem pod ten numer z ulotki.
- I?? - spytała Misia.
- Należy do Macieja Antosiaka.
- Do tego Antosiaka?? Tego z Elewatorów?? - zdziwił się Wnuk.
- No do tego.
- O czym mówicie?? - spytał Suchy najwyraźniej nie wciągnięty w temat.
- Maciej Antosiak to szef tego klubu Elewatory.
- Bardzo modny lokal - dodał Jasionka, I w dodatku blisko, bo na Dąbrowskiego koło teatru.
- No to może wybierzemy się do niego?? - spytała Misia.
- Umówiłem was na 18.
- Skoro mamy tyle czasu - zaczął Suchecki - to pojeździmy po tych dziewczynach. Może któraś nam powie czy znała Huberta.
- Zgadzam się - dopowiedział Wnuk.
- I ja - dodała Misia.

Luboń ul.11 Listopada.
Około 15.50

Komisarze dojechali do ostatniego z pięciu adresów zapisanych na liście denata. Był to jedyny adres poza Poznaniem. Wcześniej rozmawiali z pozostałymi czterema dziewczynami. Patrycją Grzegorczuk (wcześniej Plichtą), Alicją Maltańską (Orłowicz), Kariną Szymańską (Obrębską) i Agnieszką Kowalczuk (Litwiniak). Wszystkie wyparły się znajomości z Drechslerem, choć po niektórych było widać na twarzy zdziwienie a nawet zdenerwowanie. Komisarzom pozostało dotrzeć jeszcze do Martyny Czerskiej. Stawili się w związku z tym pod domek jednorodzinny w którym mieszkała ponoć Martyna. Zadzwonili. W drzwiach pojawiła się około 50-letnia kobieta. Po początkowej wymianie uprzejmości zaprosiła policjantów do salonu. Tam znajdował się jej mąż.
- Chcielibyśmy rozmawiać z Martyną Czerską. Państwo jesteście jej rodzicami??
- Moja żona jest jej matką. Ja już nie mam córki.
- Andrzej, jak możesz!
- Jak ona może być moją córką. Ona nie jest godna tego nazwiska. I zrozum to wreszcie.
- Andrzej, każdy popełnia błędy.
- Ona nas skompromitowała, rozumiesz. Nie mam odwagi spojrzeć przyjaciołom w oczy. Wszyscy się ze mnie śmieją. Własna córka doprowadzi mnie do grobu.
- Przepraszam. Chcielibyśmy zadać kilka pytań. - wtrącił się Suchecki.
- Anno, porozmawiaj z Państwem. Ja nie mam do tego siły. - Andrzej Czerski opuścił salon i wyszedł z domu trzaskając drzwiami.
- Przepraszam bardzo za męża. On jest bardzo wzburzony.
- Właśnie widzieliśmy - odparł Wnuk.
- Co się stało z Martyną?? - spytała Misia.
- Mąż wyrzucił ją z domu.
- Dlaczego??
- To dłuższa historia. Martyna była zaręczona z pewnym bardzo przystojnym i bogatym młodzieńcem, Krzysztofem Lubińskim. Synem właściciela kliku zakładów mięsnych w Wielkopolsce i na Kujawach. W sobotę miał być ślub. Wszystko było piękne urządzone. Lubińscy jako rodzina bardziej majętna od nas praktycznie całe wesele zorganizowali. W końcu to ich jedyny syn. Ślub się odbył, przyjechaliśmy na wesele do lokalu. I tam wszystko się wydało.
- Co się wydało??
- Wypiliśmy szampana, odśpiewaliśmy sto lat, zasiedliśmy do stołu. I wtedy Krzysztof wstał, poprosił wszystkich o otwarcie kopert które leżały na talerzach. To co tam zobaczyliśmy, to był najgorszy widok w moim życiu. Były to zdjęcia Martyny w łóżku w czasie jej zdrady.
- Zdrady??
- Tak. Rozumie Pan. To był szok. Zostaliśmy skompromitowani. Lubiński poprosił wszystkich gości ze strony Martyny o opuszczenie sali, natomiast jego rodzina została, ponieważ impreza była zapłacona. Większość naszej rodziny się od nas odwróciła, nie mogąc znieść tej kompromitacji. Po powrocie do domu odbyła się karczemna awantura. Mąż spoliczkował Martynę i kazał się jej spakować. Mimo moich protestów. On tego po prostu nie mógł znieść.
- Wie Pani gdzie ona teraz jest??
- Mieszka na Faustmanna, kątem u koleżanki. Rozmawiałam z nią w poniedziałek w centrum miasta. Przyznała się że zdradziła Lubińskiego.
- Ma Pani te zdjęcia??
- Mam. Po chwili podała je Suchemu.
- Dobrze my podziękujemy, do widzenia.

Luboń, ul. Faustmanna.
Komisarze znajdowali się w bloku, w mieszkaniu koleżanki Martyny Czerskiej.
- Znałaś Huberta Drechslera??
- Teraz już wiem kto to jest, wtedy jeszcze nie wiedziałam.
- Kiedy było to wtedy?? - zapytała Sobolska.
- Wtedy, kiedy z nim spałam.
- Możesz opowiedzieć o tym??
- Na wieczór panieński zamówiliśmy ekipę striptizerów.
- Z klubu Elewatory??
- Dokładnie.  Razem z nimi przyjechał on. Hubert. On wyglądał chłopięco, ale już miał w sobie to coś. Ja nie wiem co to było. To było to "coś".
- I co się dalej działo??
- Był alkohol, ploty, ich pokaz. Potem w trakcie płacenia on powiedział mi na ucho, że jeśli chcę mogę do niego wpaść jeszcze trochę później. Że zrobi pokaz, specjalnie dla mnie. Alkohol spowodował,że się zgodziłam. Wyszłam z mieszkania mojej koleżanki. Już byłej koleżanki. Zamówiłam taksówkę. Pojechałam do niego.
- Gdzie on mieszkał??
- W Poznaniu. Wyzwolenia 14/7.
Komisarze mrugnęli do siebie porozumiewawczo. To nie mógł być przypadek.
- Tam był najlepszy seks jaki przeżyłam w życiu. Naprawdę. Hubert jest lepszy w łóżku niż Krzysiek. Sama się sobie dziwię że to mówię. W końcu on mnie szantażował.
- Szantażował Panią?? - spytał Suchecki.
- Przyszedł dwa dni później, do pracy. Pokazał zdjęcia. I taśmę. Chciał 20 tysięcy.
- Zapłaciła mu Pani??
- Nie. I dlatego się na mnie zemścił. A właściwie upokorzył. Czemu o niego pytacie.
- Został zamordowany.
- I myślicie, że to ja??
- Proszę nam powiedzieć, co Pani robiła wczoraj około 9.30.
- Byłam w pracy. Wszyscy to potwierdzą.

Chwilę potem. W samochodzie.
- A więc nasz student to szantażysta. - napomknęła Misia.
- Tak sobie myślę, że jeśli Lubiński zemścił się na tylko na rodzinie Martyny to i na Drechslerze też mógł to zrobić.
- Myślisz Suchy??
- Jeśli to Lubiński to będzie ciężko. Jego ojciec jest bardzo majętny. Może być problem. Aczkolwiek musimy z nim pogadać - zakończył komisarz.

środa, 13 listopada 2013

Był sobie chłopiec cz.3

Następnego dnia. Około 9.30.
Zwierzyniecka 7.

Biały niczym nierzucający się w oczy Caravelle stał pod budynkiem akademika. Wszyscy czyli Radek Wnuk, Miśka Sobolska oraz Kuba Jasionka czekali już tylko na komisarza Sucheckiego, który z nie wiadomo jakiego powodu spóźniał się już dobre 15 minut. Zazwyczaj bowiem ten ranny ptaszek czekał już na swoich współpracowników na komendzie. Tym razem umówili się na akcję przed jej miejscem czyli akademikiem.
- Długo jeszcze to ma trwać?? - odezwała się młoda blondynka, którą Suchy ściągnął dzięki swoim konszachtom tylko na tę jedną akcję
- Cierpliwości. Moja droga - odpowiedział jej Wnuk. - tak w ogóle długo jesteś u nas??
- W Poznaniu jestem od dwóch tygodni.
- Czyli to zapewne twoja pierwsza tak poważna akcja.
- Tak. Pierwsza.
- Denerwujesz się?? - ciągnął Wnuk.
- Trochę.
- Dasz sobie radę. Pamiętam jak Misia zaczynała.
Patrząca do tej pory w okno brunetka obruszyła się dopiero wtedy kiedy Radek zaczął o niej mówić.
- Misia, opowiedz koleżance jak to było na twojej pierwszej akcji.
- Hm...musiałam ci ratować tyłek. Ten facet wtedy Cię prawie zastrzelił.
- Jak to z nim było?? - starał sobie przypomnieć Radek.
- Facet chciał ci odstrzelić dupę, bo myślał że jesteś kochankiem jego żony. Na szczęście wkroczyłam do akcji.
- I tym samym wkupiłaś się od razu w łaski Suchego.
- Młoda, nie musisz się martwić. Suchy przyjdzie, to ci zaraz wszystko wytłumaczy.
I jeszcze w chwili gdy Sobolska mówiła te słowa, drzwi Volkswagena otworzyły się i pojawił się sam komisarz.
- O wilku mowa - skwitował to wydarzenie Jasionka.
- Przepraszam was za spóźnienie, ale rano jeszcze zajechałem do profesora. Pęknięcie podstawy czaszki. Nic specjalnego.
- O co chodzi?? - odezwała się milcząca dotąd dziewczyna.
- O to że zaraz wytłumaczę ci twoje zadanie. Ty jesteś tą jedną z tych nowych policjantek na komendzie??
- Tak, ja.
- Powiedz mi jak masz na imię.
- Ola.
- Dobrze. Kuba, przystąp do kablowania. - I kiedy Jasionka zakładał kamerkę oraz mikrofon dziewczynie Suchy zaczął tłumaczyć jej co ma robić.
- Wyobraź sobie, że dzięki tej akcji możesz zacząć swoją piękną karierę. Więc wygląda to wszystko tak.
W tym akademiku według naszych informacji mamy dilerów kart telefonicznych. Oczywiście karty są fałszowane. Nie spodziewamy się wprawdzie znaleźć jakichś szefów tego procederu, ale dzisiaj interesują nas tylko płotki. Rozumiesz??
- Na razie tak.
- Dobrze a więc teraz idziesz do akademika i spróbujesz znaleźć nam jakiegoś dilera takich oto kart. Pytaj się ludzi gdzie i u kogo można zdobyć takie karty. Kiedy uda ci się dobić targu, my wkraczamy do akcji. Pamiętaj, nie ma się czego bać.
Dokładnie - przytaknął Wnuk. - w Policji nie ma miejsca na strach. Poza tym akcja wydaje mi się dosyć prosta. No i twoim plusem jest to że wyglądasz jak studentka.
- Gotowa??
Ola wzięła głęboki oddech.
- Gotowa.
- W takim razie do boju.
Suchy otworzył drzwi i wypuścił blondynkę. Kiedy drzwi się zamknęły Misia rzuciła - Da radę.
- Jesteś pewna?? - zapytał Jasionka.
- Jest zawzięta. Ma to w oczach.
Reszta nie skomentowała tego stwierdzenia.

Ola spokojnym krokiem weszła do akademika. Wzięła jeszcze jeden głęboki oddech.
- Słychać mnie??
- Słychać. - potwierdził Suchecki.
Blondynka podeszła do grupy chłopaków stojącej przy ścianie i żywo o czymś dyskutującej. Panowie gorąco przy tym gestykulowali.
- Cześć.
Podejście blondynki przerwało całkiem ożywioną dyskusję. Chłopaki wgapili się w dziewczynę. Rzeczywiście była dość ładną dziewczyną. Niejeden mężczyzna stwierdziłby że nadaje się na modelkę a nie policjantkę. Ola zarumieniła się mimowolnie. Mimo tego opanowała emocje i najbardziej słodkim głosem na jaki było ją stać zapytała;
- Nie wiecie może czy dostanę tutaj jakieś karty telefoniczne?? Bo koleżanka mówiła mi że można tutaj je dostać.
Nastała chwila ciszy. Przerwał ją jeden z chłopaków o oczach jak tafla jeziora Bajkał.
- Karty telefoniczne dostaniesz na pewno w 224.
To stwierdzenie wywołało konsternację w Caravelle.
- Ale za tą informację musisz pójść ze mną na kawę. Teraz.
- Może innym razem.
- Hej. Poczekaj. - krzyknął jeszcze chłopak. Ola jednak pognała już na drugie piętro. Po chwili stała przed drzwiami 224. Zapukała. Drzwi otworzył jej Dariusz Szałamacha.
- Słucham.
- Cześć. Czy sprzedajesz może karty telefoniczne??
- A ile potrzebujesz??
- Kilka sztuk.
- Wejdź. Zaraz ci dam.
- Tak w ogóle pierwszy raz Cię widzę.
- Studiuje na wydziale chemii. Słyszałam, że macie tu karty telefoniczne, a nie chciało mi się iść do sklepu.
- Ile sztuk ci wystarczy?? Pięć,sześć??
I w chwili kiedy Szałamacha miał już dać Oli karty, drzwi otworzyły się z impetem no i Suchecki oraz Wnuk skuli zaskoczonego Darka.  
- A więc to tak?? Hubert handlował kartami i dlatego zginął??
- Nie, to nieprawda.
- Dobra. Na komendę z nim.
Wnuk wyprowadził delikwenta, a Suchy spokojnie wyszedł za nim.
- Brawo młoda. Jak tak dalej będzie to na pewno dasz sobie radę w firmie.

Komenda. Około 11.
Przesłuchanie Dariusza Szałamachy.
- Chłopie, ja po prostu nie wierzę - zaczął Suchecki.
- W co??
- W to jak zmarnowałeś sobie życie. Przecież ty doskonale wiesz że jesteś tylko płotką w tym interesie. Za to dostaniesz może ze 2 latka, jak będziesz miał farta to może i zawiasy. Życie psuje ci ten drugi wyrok.
- Jaki drugi wyrok??
- No. "Piętnastka" za podżeganie do zabójstwa.
- Ja nikogo nie zabiłem.
- Wiemy o tym - odezwał się Wnuk. - Ale co to za problem. Wysłałeś kumpla po makaron. Niby po makaron. A tam już na niego czekali. Komu nadałeś tę robotę?? Śpiewaj.
- Nikomu. Ja nie mam z tym nic wspólnego.
- Ile brałeś kasy za te karty do siebie??
Cisza.
- Ile?!
- Niewiele.
- A Hubert ile brał??
- On nie handlował kartami.
- Taaa....on był uczciwy i zarabiał w piekarni.
- Nie było żadnej piekarni.....
- A jednak. - stwierdził Wnuk.
- A co było?? - zapytał Suchecki.
- Nie wiem.
- Dobra. Na dołek z nim.
- Zaczekajcie. - powiedział Szałamacha. - Ja wiem gdzie Hubert trzymał kasę.
- Ale w gruncie rzeczy po co nam ta wiedza??
- Może tam znajdziecie coś co wam pomoże, bo ja jestem niewinny i ja go nie zabiłem.
- Dobra. Gadaj gdzie to jest??
- Skrytka bankowa w banku na Polnej. Kluczyk jest w akademiku.
- A skąd ty wiesz gdzie jest kluczyk?? Mogłeś go przecież podwędzić Hubertowi i kompromitujące Cię materiały wynieść, co nie?? Więc dlaczego mamy Ci wierzyć.
- Bo ja jestem niewinny.
- Mhm. Wielu tak już mówiło. Zapraszamy do hotelu. 

Po wyprowadzeniu Darka.
- I co z tym zrobimy?? - spytała stojąca za weneckim lustrem w czasie przesłuchania Misia.
- Tonący brzytwy się chwyta. Ale w gruncie rzeczy sprawdzić w akademiku rzeczy tego Huberta możemy.

Akademik. Godzina 11.30.
Drzwi komisarzom tym razem otwierał portier, ponieważ Dawid Kowal, którego spotkali przed budynkiem wyjaśnił komisarzom że spieszy się na zajęcia i przestawił do tego plan który to potwierdzał.
- Będzie Pan przy przeszukaniu.
- Ja?? - zdziwił się portier.
- Tak, Pan.
- Dlaczego??
- Tak stanowią przepisy.
Chcąc nie chcąc portier musiał się zgodzić i razem z Wnukiem stał oparty o framugę drzwi, podczas gdy Misia i Suchy oglądali rzeczy Huberta.
- Tu ciuchy. Kurtka, spodnie.
- W zeszytach nic nie ma.
- Jeszcze jedne spodnie - wyliczała Misia. O! Coś jest w tych spodniach.
- Masz coś??
- Czekaj chwilę. - Misia sprawdzała niebieskie dżinsy - mam kluczyk. I drugi kluczyk.
- Dwa klucze?? - przyjrzał się Suchy.
- Po co mu dwa kluczyki??
- Podobne, ale nie te same. - wmieszał się Wnuk. Może dwie skrytki bankowe??
- Dobrze kombinujesz. Jedna na Polnej, a o drugiej Szałamacha chyba nie wiedział. Zerknę jeszcze do tego zeszytu.
Suchy zabrał się za zeszyt.
- Patrzcie. Ulotka.
Misia wzięła ulotkę w ręce.
- Chcesz zostać członkiem drużyny striptizerów?? Przyjdź na casting. Więcej informacji pod numerem telefonu. A z drugiej strony jest zapisane czarnym długopisem. Casting 24 lutego. 18.00
- Czyli dwa i pół miesiąca temu.
- No to chyba wiemy czym denat się zajmował. I chyba nie ma wątpliwości że nie jest to piekarnia.
- Zamiast rozgrzewać chleb, rozgrzewał coś innego. A właściwie kogoś innego.
- Ale co to za praca?? - spytała Misia.
- Misia, o co chodzi?? - odparł Wnuk.
- Tak się rozbierać przed innymi??
- Jedni sprzedają karty, inni szukają sponsora. a jeszcze inni dają striptiz. Studenci w tych czasach żyją z kombinowania.
- Oj to prawda. - przytaknął Wnukowi portier.     

środa, 23 października 2013

Był sobie chłopiec cz.2

Września. Warsztatowa 16.
około 14.15

Miasto posiadające około 30 tysięcy mieszkańców powitało komisarzy taką samą pogodą jak w Poznaniu. W ocenie Wnuka zanosiło się na początek potopu, czego nie komentował Suchecki który już od Tulec klął na ilość pieniędzy która uciekła mu po pokonaniu bramek na a-dwójce. Sobolska gapiła się na okno, choć specjalnie nie było na co patrzeć bo deszcz jak padał tak padał a niebo było pokryte kolorem szarym. Ulica Warsztatowa, która była adresem podróży policjantów była dość krótka i prostopadła w stosunku do arterii poświęconej wielkiemu polskiemu bohaterowi Tadeuszowi Kościuszce. Dominowało stare budownictwo. Czerwona cegła lub szary tynk. Suchecki zatrzymał Aurisa dokładnie przed szesnastką. Domek nie był duży. Obok drzwi ułożona była dość wysoka kupka drzewa o wysokości jakiegoś metra i szerokości około 60 centymetrów.
Suchecki wysiadł z auta i już na otwarcie zaklął, wszedł bowiem w kałużę
- "Suchy", to twój szczęśliwy dzień. - odezwał się Wnuk. - najpierw mina w parku Moniuszki, potem bramki w Tulcach, a teraz kałuża.
- Wracać będziemy "92". Uważaj żebyś zaraz sam nie wszedł.
Komisarze weszli przez niewielką furtkę na posesję na której według dowodu oczywiście miał mieszkać Hubert Drechsler. Zapukali do drzwi, ponieważ dzwonka nie było.
Otworzyła im niska, szczupła kobieta. Miała może troszkę ponad 160 cm wzrostu. Nawet Sobolskiej sięgała ledwie do czoła.
- Słucham Państwa, o co chodzi??
- Dzień dobry, policja. Komisarze Suchecki,Wnuk i Sobolska - najstarszy stopniem dokonał standardowego przedstawienia ekipy.
- Policja??
- Tak, policja. Proszę pani. Chcemy wiedzieć czy mieszka tutaj Hubert Drechsler.
- Mieszka, ale w tej chwili jest w Poznaniu, studiuje tam na UAM-ie. To mój przybrany szwagier.
- Co to znaczy przybrany??
- Wyjaśni wam to mój mąż. Właśnie wraca z pracy.
Było w istocie tak jak mówiła kobieta. Mający około 180 cm mężczyzna właśnie wracał z pracy. Suchecki powtórzył więc znowu poprzednią formułkę.
- Jestem bratem Huberta. Coś mu się stało, że pyta o niego policja??
- Może wejdziemy do środka. Nie chcemy tutaj z kolegami stać w progu - odpowiedziała Misia.
Zgodnie z jej zaleceniem cała piątka weszła do środka. Po przedstawieniu się okazało ze mężczyzną był Adam Drechsler, który pracował we Wrześni w jednym z zakładów stolarskich, zaś kobietą jego żona Dorota Drechsler. Informacja o śmierci Huberta była dużym szokiem zarówno dla niej jak i dla niego. Komisarza nurtował jednak przed wszystkim duża różnica wieku pomiędzy denatem a jego bratem
- Pana żona - komisarz zwrócił się tutaj do Adama Drechslera - mówiła o tym że Hubert to jej przybrany szwagier.
- Hubert jest a właściwie był dzieckiem adoptowanym. Został przygarnięty przez moich rodziców. Moi rodzice mieli po 50 lat wtedy. Ja nie byłem z tego zadowolony.
- Dlaczego??- spytał Radek.
- Kwestia wieku. Rodzice,że tak powiem czuli się młodzi duchem, ale ciało mimo wszystko nie było już tak silne. Mnie już odchowali. Nie wiem nawet do dziś jaki był prawdziwy powód tego ze wzięli Huberta. Gdyby wiedzieli,ze tak się to potoczy.
- Co pan ma na myśli??
Jeszcze w chwili gdy Suchy zadawał to pytanie otworzyły się drzwi i wyszła z niego stara kobieta poruszająca się o lasce. Kompletnie zignorowała obecność Maćka,Radka i Miśki.
- Gdzie jest chłopiec?? - zapytała.
- Mamo, już się tobą zajmuje. - Dorota Drechsler zerwała się z krzesła i wzięła staruszkę pod ramię. Obydwie razem wróciły do pokoju. Radek zdążył tylko zarejestrować krótkie "mamo,powinnaś leżeć"
- To właśnie była moja mama.
- Co jej jest??
- Alzheimer.
- Mój ojciec zmarł pięć lat temu. - Drechsler wrócił do opowieści - Matka kompletnie się po tej śmierci załamała. W dodatku pojawiła się ta cholerna choroba. Ona nie rozpoznaje już ani mnie, ani Doroty. Na Huberta mówiła per "chłopiec".
- To dlatego Pan jest tak dużo starszy od brata.
- Dokładnie. Mam w tej chwili 37 lat. Hubert ma 19, a właściwie miał, bo przecież już go nie ma.
- Czyli wychowywali Państwo Huberta.
- Spadł na mnie i na Dorotę ten obowiązek.
- Pochwalał Pan jego wybór i studia??
- Ja nigdy nie miałem głowy do nauki. Hubert zaś to miał,szczególnie do niemieckiego.
- Zdecydowali się Państwo wysłać go do akademika.
- Września jest zbyt daleko od Poznania, a my nie zarabialiśmy dużo. Ja jestem stolarzem, Dorota pracuje jako pielęgniarka na nocną zmianę. Nie ma z tego kokosów. Opłacaliśmy mu tylko akademik. Bieżące potrzeby załatwiał sobie za pieniądze z piekarni.
- A może miał jakiś wrogów?? Wie Pan coś o tym.
- Hubert i wrogowie. Przez to śmieszne jest?? Zawsze o ile pamiętam mój brat miał całą masę kolegów.
- Ale za często nie przyjeżdżał.
- No ta praca nie była hojnie wynagradzana, więc musiał pracować też weekendami.
- A może jest tak, że Hubert dowiedział się kim była jego rodzona matka i przez to zginął. - Sobolska wytłuściła swoją tezę.
- Nie wierzę w to. Hubert znienawidził swoich prawdziwych rodziców. Nigdy nas nie wypytywał kim oni byli. Myślę,że nawet nie miał chęci by ich poznać.
- Dobrze. Dziękujemy za rozmowę. Do widzenia.

W samochodzie.
- Wiecie co?? - odezwał się Radek
- Co?? - odpowiedziała mu Misia.
- Ten brat naprawdę wygląda na omamionego. Wygląda na to że wierzył w to,że Hubert był wzorem cnót wszelakich.
- To dość rzadka sytuacja by brat stawał za swoim bratem adopcyjnym.
- Misia, jeśli chodzi o ten temat rodziców prawdziwych, to ciekawa teza. Zlecę Kubie by rozejrzał się w temacie. Poza tym nie mam żadnych wątpliwości,że chłopak się w coś wplątał. Wracamy do Poznania.
- Autostradą?? - spytał Wnuk.
- Jak zapłacisz na bramkach to bardzo chętnie. - odparł Suchecki.
- Akurat nie mam przy sobie pieniędzy.
- No to gorsza jakość za darmo.

W tym samym czasie.
Stary Rynek .
Starszy aspirant Jasionka rzadko prowadził działania śledcze z własnej inicjatywy. Powodował to głownie jego niski stopień a także obecność takiej postaci w zespole jak Komisarz Suchecki. Można było nawet powiedzieć że Kuba bał się trochę swojego szefa, o którym mówiło się,że jest bardzo wymagający ale za to najlepszy. Mimo tego lekkiego strachu, aspirantowi udało się wkupić w jego łaski. Toteż wiedział, że Suchy mógł lekko gderać, ale na pewno pochwaliłby decyzję Jasionki. Chłopak bowiem zdecydował się pogadać ze swoim informatorem, studentem językoznawstwa działającym w samorządzie swojego wydziału. Do spotkania miało dojść na Rynku gdyż żak akurat miał półtoragodzinną przerwę pomiędzy wykładami. Oczywiście nikt nie miał się dowiedzieć,że student jest związany umową z aspirantem. Spotkanie zostało więc zaaranżowane jako przypadkowe.
Jasionka siedział na ławce, czytał Głos Wielkopolski i karmił gołębie okruszkami bułki, kiedy jego informator przysiadł obok niego, i również dla niepoznaki zajął się tym co jego mocodawca.
- Fajnie tak karmić gołębie,co??
- Fajnie,ale możesz mi powiedzieć o co chodzi?? - odparł student.
- Spokojnie, chłopie. Jak tam na wydziale?? 
- To czwarty rok. Nie ma lekko, ale jest już licencjat. Poza tym pogoda mogłaby być trochę lepsza, juwenalia już za pasem.
- Czyli zapowiada się niezła impreza.
- Ta, masa atrakcji, przyjeżdża Kult i Farben Lehre.
- Zarąbiście. Uwielbiam ich. Jak to było?? Dzisiaj matura, marynara i fryzura.
- Będzie konkurencyjna impreza do Polibudy. Mamy ostatnio taką wojnę między sobą.
- Macie wojnę.
- Podkradliśmy im unikalny przepis na produkcję cytrynówki. Od tego czasu jest "nieformalna" wojna. Komisarzu, ale o tym chyba nie będziemy rozmawiać.
- No nie jestem jeszcze komisarzem - Jasionka zaśmiał się przygotowując się do powiedzenia o głównym temacie sprawy. - ale mogę nim być szybciej, jeśli mi pomożesz.
- Niby jak??
- Kojarzysz akademik na Zwierzynieckiej 7??
- Pewnie. Siedzą tam głównie filolodzy.
- Mamy teraz jednego gościa stamtąd. Jest już sztywny, niestety.
- Zwierzyniecka 7 to siedlisko kart telefonicznych.
- Czego??
- Kart telefonicznych. Oczywiście podrabianych. I to w miarę hurtowo.
- Ale oni chyba sami nie rozkręcili tej technologii.
- To wszystko jest nieoficjalne, ale podobno z kimś tam się rozliczają, ktoś w to zainwestował.
- Może jakieś nazwiska??
- Nie wiem i mnie to nie interesuje. Ja prowadzę spokojny żywot studenta. Nie mam sobie nic do zarzucenia i nie robię nic niezgodnego z prawem.
- Poza tym,że mi kapujesz. Tak w ogóle, który to rok??
- Czwarty. Mówiłem przed chwilą.
- Ok. Zmiataj na zajęcia.
- Do widzenia, komisarzu - rzucił student.
- Jeszcze nie komisarzu - odparł Jasionka. Jeszcze na to nie czas - to ostatnie rzekł już do samego siebie. Pozostało mu tylko karmienie gołębi.

Komenda.
16.30
Jasionka był już od dobrej godziny na komendzie kiedy jego starsi stopniem koledzy wrócili ze Wrześni.
- Jak wizyta??
- Zapłaciłem cholernie dużo kasy za bramki - odparował Suchecki.
- A poza tym brat denata, wygląda na kompletnie zmanierowanego przez niego. Nie ma pojęcia o tym co brat mógł robić w Poznaniu poza nauką oczywiście. Według niego to wzór cnót wszelakich. - swoje dołożyła Misia.
- Poza tym wiemy że denat był adoptowany.  - odezwał się Radek.
- Dokładnie. Kuba, dowiesz się wszystkiego w tym temacie. Jeśli oczywiście ci się uda. Fajnie byłoby ustalić, kim są biologiczni rodzice Huberta oraz dowiedzieć, co się z nimi dzieje.
- Ok. Ja też nie próżnowałem. W UAM-ie mam swojego informatora. Twierdzi, że w akademiku kwitnie handel lewymi kartami telefonicznymi.
- Karty telefoniczne?? To nie jest przeżytek?? - zdziwił się Radek.
- Skoro żacy z akademika się tym parają to chyba nie - odpowiedział Suchy. Wiecie co?? A gdyby tak zrobić małą prowokację. Może ten nasz Drechsler też był w to zamieszany??
- Czemu nie. Ale ktoś z nas ma iść??
- Ściągnę jakąś młodą praktykantkę. Będzie to dla niej chrzest bojowy.

środa, 11 września 2013

Był sobie chłopiec cz.1

Poniedziałek. Godz.10.45
Park Moniuszki
Tego dnia pogoda nie zachęcała do opuszczania domów. Już od rana spochmurniało i mżawka wpadała za kołnierze i kurtki. Taka sceneria powitała rano również nudzących się komisarzy. Najlepszym sposobem na wszechogarniające otępienie mogłaby być tylko i wyłącznie nowa sprawa. Toteż możliwość pracy i wyjazdu w teren spowodowało u wszystkich wielką ulgę... no może poza Kubą, który jak zwykle nie pojechał na miejsce przestępstwa. Tym razem jego miejscem był park Moniuszki. Suchecki skorzystał tutaj z parkingu dzięki uprzejmości Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej. Razem z Wnukiem i Sobolską przecięli ulicę Noskowskiego i udali się do parku. Już po chwili powitał ich mundurowy.
- Co mamy?? - "Suchy" jak zawsze od razu przeszedł do sedna sprawy.
- Mamy zwłoki młodego chłopaka.
- Ile lat na oko??
- Myślę że z 20.
- A kto go znalazł?? - spytał Wnuk.
- Jeden z mieszkających w okolicy emerytów.
- Emeryci w taka pogodę chodzą po parkach??
- Nie .Wyprowadzał psa. - na potwierdzenie tych słów Suchecki wdepnął w świeżą... kupę.
- Cholera, mogliście mówić że tu są miny.
- Sorki, nie zauważyłam - odparła Sobolska.
- Dobra, dobra. Masz chusteczkę??
- Nie mam niestety.
- Ja myślałem że nosicie zawsze je w swoich torebkach - Wnuk zaczął się droczyć.
- Widzisz tu gdzieś moją torebkę??
- Nie, ale widzę kieszenie.
- Możecie przestać się kłócić?? Wytarłem już w trawę. Idziemy - zaordynował komisarz.
Obejście jednej alejki i skręcenie w drugą trwało dobrą chwilkę.
- Dzień dobry, profesorze.
- Cześć, Suchy.
- Co mu się stało??
- Zgon nastąpił poprzez pęknięcie podstawy czaszki.
- To zapewne przez ten kamień?? - "Suchy" zwrócił na niego uwagę.
- Jest na nim krew. To pewnie jego - dodał Radek.
- Są jeszcze ślady naskórka pod paznokciami.
- Czyli szarpał się z kimś. Wygląda to na przypadkowe zabójstwo. - skonstatowała Misia.
- Jaki czas zgonu??
- Rana jest dosyć świeża. Godzinka, no do półtorej maksimum. Ale więcej jak zawsze po sekcji.
- Oczywiście, profesorze. Piotrek, wiemy kto to jest??
- Wiesz co?? Znaleziono przy nim plecak i dowód. Chłopak ma 19 lat. Nazywał się Hubert Drechsler.
Adres zameldowania. Września.Warsztatowa 16.
- To ładna wycieczka nas czeka.
- Mam jeszcze studencką "legitkę" i indeks.
- I co??
- UAM. Popatrzałem sobie do plecaka. Studiował na pierwszym roku filologii germańskiej.
- No to pogadamy sobie z jego opiekunem.
- Wydział jest na Alei Niepodległości 4.
- Dzięki. Czas na rozmowę z tym emerytem.
Komisarze podążyli w kierunku starszego siwego Pana któremu czoło kończyło się bardzo wysoko.
- Suchecki, Sobolska, Wnuk. Policja. Pan go znalazł.
- Wszystko już powiedziałem Państwa koledze.
- Mimo wszystko chcielibyśmy to usłyszeć.
- No dobrze. Wyszedłem z Pimpkiem,znaczy moim pieskiem na spacer. Idziemy a tu on ciągnie mnie w te krzaczory. Jak go zobaczyłem to krew się we mnie zagotowała. pobiegłem zadzwonić na policję. Takie coś w biały dzień??
- Zna go pan?? - spytała Misia.
- Nie. Pierwszy raz go na oczy widziałem.
- A może kogoś podejrzanego pan widział??
- Nie, bardzo mi przykro.
- Cóż, dziękujemy.
Przeszli trochę dalej, odchodząc od emeryta.
- Ja nie wierzę,ze tu nikt nic nie widział. Dzwonię do Kuby, niech podeśle paru mundurowych, a my lecimy na wydział.

Wydział Neofilologii UAM
Aleja Niepodległości 4
Godz.12.00
Poszukanie opiekuna grupy denata trwało dobra chwilę. Tym razem "Suchy" pozwolił na wyjątek i poczekał, aż Pan Andrzejewski, tak bowiem nazywał się opiekun Drechslera skończył zajęcia z inną grupą studentów.
- Dzień dobry, Pan Piotr Andrzejewski??
- Słucham. O co chodzi??
- Policja. Komisarz Suchecki, a to moi współpracownicy podkomisarze Sobolska i Wnuk.
- Policja do mnie??
- Chcielibyśmy porozmawiać o Hubercie Drechslerze.
- O Hubercie??
- Dokładnie. Wiemy, że Pan jest opiekunem grupy Huberta.
- No jestem. A coś mu się stało??
- Nie żyje.
Andrzejewski wytrzeszczył oczy. Spojrzał to na Sucheckiego, to na jego kolegów.
- Co mu się stało.
- Został znaleziony w Parku Moniuszki. Nieżywy.
- Szkoda chłopaka. Tyle mogę powiedzieć.
- A co pan o nim sądzi?? - spytał Wnuk
- Wiem, że przyjechał tutaj z Wrześni. To nie był głupi chłopak. Język niemiecki, miał że tak powiem "dobrze obcykany". Mimo wszystko wydaje mi się, że do końca nie pokazywał wszystkich swoich umiejętności. To chyba wynikało z lenistwa. Gdyby więcej się uczył, stać go było niewątpliwie na więcej. Miałby lepsze oceny.      
- A może jest jakiś inny powód dla którego Drechsler nie chciał się uczyć??
- Nie wiem. Może to ten efekt wielkiego miasta?? Zachłysnął się tymi imprezami, nocnym życiem. Proszę mi wierzyć. Ma to wiele ludzi.
- Wie Pan gdzie mieszkał?? Akademik?? Stancja??
- W naszym domu studenckim. On mieszka z dwoma kolegami. Moja grupa ma zajęcia dopiero po południu, od 14 więc powinni tam jeszcze być.
- Gdzie to jest??
- Ulica Zwierzyniecka 7.
- Dobrze. Dziękujemy. Do widzenia.
Komisarze udali się na dół i wyszli z wydziału.
- I co o tym sądzisz, "Suchy" - zagadnęła Misia.
- Ja uważam, że on w coś się wplątał. Nie wiem. Dragi może. Jedziemy pogadać z tymi jego kolegami.

Akademik. Zwierzyniecka 7
Pół godziny później.
Komisarze zagadnęli portiera w sprawie zapytania o pokój Huberta Drechslera. Po otrzymaniu odpowiedniej informacji udali się pod pokój 224. Zapukali. Otworzył im młody szatyn. W tle siedział inny chłopak z dość mocną ogoloną głową.
- Kim Państwo są?? - spytał.
- Policja.
- Policja?? Coś z Hubertem??
- Wpuścisz nas do środka?? - spytał "Suchy" - Nie będziemy przecież rozmawiać w drzwiach.
- Oczywiście.
W pokoju panował lekki bałagan..
- Mieszkacie tu z Hubertem Drechslerem.
- Tak, mieszkamy - teraz odezwał się ten ogolony. Wszyscy trzej studiujemy filologię germańską.
- Moglibyście się przedstawić. - polecił komisarz.
- Ja jestem Dariusz Szałamacha - powiedział łysy
- A ja Dawid Kowal. Powiecie nam w końcu o co chodzi??
- Hubert Drechsler nie żyje.Został znaleziony w parku Moniuszki.
W pokoju zapanowała głucha cisza.
- Może powiecie nam jak wyglądały ostatnie godziny Huberta.
- Wysłaliśmy Huberta po zakupy. - zaczął Kowal. Mamy zawsze w poniedziałki od 14. Takie tam studenckie rzeczy trzeba kupić. Makaron. Jakieś napoje. I jeszcze parę innych drobiazgów.
- O której wyszedł??
- Około 9. Mogło być kilka minut po tej godzinie.
- A jak się zachowywał??
- Normalnie. Jak każdy student. No może trochę narzekał na pogodę. Na ten deszcz.
- A może był z kimś umówiony??
- W taka pogodę?? Wątpię. - stwierdził Szałamacha.
- Ja z kolei nic na ten temat nie wiem. Nic mi nie mówił. - dodał Kowal.
- A miał jakichś wrogów?? Może kogoś się bał??
- Nic nie wiem o wrogach - ponownie odezwał się Kowal - aczkolwiek kiedyś będąc z nim na mieście, spotkaliśmy taką dziewczynę. I Hubert z nią rozmawiał. Początkowo myślałem, że to jego jakaś nowa laska. Kobiety bowiem do Huberta lgnęły. Mimo tego on pozostawał bez dziewczyny. Jednakże przyuważyłem ukradkiem, że dawała mu pieniądze. I nie rozmawiali jakoś serdecznie. Wszystko odbyło się szybko i krótko.
- Wiesz, za co on dostał te pieniądze??
- Nie. Nie wiem.
- Dużo ich było??
- Jakieś kilkanaście banknotów.
- A znałeś tę dziewczynę?? Mógłbyś ja opisać.
- Blondynka. Dosyć niska. Ale twarzy nie pamiętam. Widziałem ją pierwszy raz w życiu.
- To chyba nie narzekał na brak pieniędzy - spytała Misia.
- Hubert był dosyć obrotny. Pracował weekendami. Do rodziny rzadko jeździł. W akademiku przebywał często nawet w te weekendy.
- Gdzie pracował??
- W piekarni. Zdarzało się ze wyskakiwał do niej nawet wieczorami w dni powszednie. Na jakieś 4-5 godzin.
- Wiecie gdzie to jest??
- Niestety nie.
- Ok. Zostawiam wam swoją wizytówkę. Jakby coś to dzwonić.

Na parkingu. 
- Idę o zakład, że ta piekarnia to bujda - stwierdziła Misia.
- A co powiecie o dochodach chłopaka?? Może pożyczył tej dziewczynie kasę. - wtrącił "Suchy"
- Jeśli Dawid Kowal mówił prawdę, to według mnie jeśli tych banknotów było dużo to nie mogło być tej kasy mało. W piekarni nie idzie zarobić wielkich kokosów. Tym bardziej że czas pracy był niepełny. - skonstatował Wnuk.
- No właśnie. A jeśli tej kasy jest dużo to chłopak musiał zarabiać gdzieś na boku.
W tym momencie zadzwonił telefon Radka. Ten chwilę porozmawiał. Po co wrócił do rozmowy.
- Dzwonił Kuba. Mundurowi popytali mieszkańców. Nikt nic nie widział.
- Jak to nie. Przecież tam są balkony. Jakieś emerytki musiały coś widzieć. A może jacyś przechodnie by coś powiedzieli??
- Maciek, nie przetrząśniemy połowy miasta od razu. A poza tym rano mocno padało. Balkony świeciły pustkami.
- Może i masz rację. Środowisko studenckie żeśmy o naszego denata wypytali. No to teraz najgorsza rzecz.
- Rodzina?? - zapytała Misia.
- Rodzina. Kierunek Września.

środa, 4 września 2013

Gwóźdź programu cz.8

"Suchy" wydał z siebie okrzyk "Stój, policja" . Mimo tego kobieta i tak rzuciła się do ucieczki. On i Wnuk musieli więc ruszyć za nią. Litwińska w pośpiechu staranowała pielęgniarkę, tym razem tę prawdziwą. Gonitwa na schodach prowadzących w dół szpitala trwała w najlepsze. Komisarze nie docenili jednak kobiety, która najzwyczajniej uciekła im. Kiedy wyskoczyli z ostatnich drzwi ujrzeli odjeżdające czarne Clio. Obecność ludzi wykluczała jakiekolwiek użycie strzałów ostrzegawczych. Ba, menedżerka gnała tak szybko że jeden przechodniów, ledwo zdążył odskoczyć na chodnik.
- Spisałem numery - oznajmił Wnuk.
- Ok - odparł "Suchy"
Obydwoje czym prędzej ruszyli się do zaparkowanej na drugim parkingu Toyoty.
- SWS dla 00.
- 00 zgłasza się.
- Zarządzam poszukiwania menedżerki hotelu "Polonia" Diany Litwińskiej. Podejrzana odjechała właśnie czarnym Renault Clio ze szpitala Wojskowego w kierunku centrum. Podaje numery rejestracyjne. PO 645H.
Jak mnie zrozumiałeś??
- Przyjęte.

W tym samym czasie.
Misia rozmawiała z Mariańskim.
- Co pan pamięta z całej sytuacji??
Obok Sobolskiej siedział doktor Kruszczyński.
- Za dużo nie pamiętam.
- Ale wie Pan kto to zrobił??
Cisza. Właściciel przerwał ją dopiero po chwili.
- Diana. - powiedział cicho.
- Może spróbuje Pan coś sobie jednak przypomnieć.
- Siedziałem w swoim gabinecie. Odwróciłem się na chwilę po jeden z segregatorów. Wtedy usłyszałem pukanie. Ktoś wszedł.Odwróciłem się i zobaczyłem Dianę z pistoletem w ręku. Dalej już nic nie pamiętam.
- A może mówiła coś??
- Nie, raczej nie.
- Podejrzewa Pan dlaczego to zrobiła??
- Nie wiem, może hotel. Znaliśmy się od szkoły. To był nasz wspólny projekt. Nie wiem co się z nią stało.
- Dziękuje. Nie będziemy już Pana więcej niepokoić.
Na odchodnym rzuciła jeszcze do mundurowego.
- Pilnuj go.
Wychodząc zobaczyła biegnącego do niej Wnuka.
- Co jest??
- Zwiała, całe miasto jej szuka.
- Ale jak zwiała??
- Cholernie szybko biega.
- Gdzie jest Maciek??
- Chce gadać z pielęgniarką ranioną na dole. Ta menedżerka ukradła jej strój. Czeka na nas na dole w zabiegowym.
- Ok.

Na dole. Gabinet zabiegowy.
- Mam do pani jedno pytanie - powiedział komisarz. Miśka i Wnuk dotarli już na dół. - Czy to ona?? - Suchy wskazał jej zdjęcie które położył przed sobą przedstawiające podejrzaną.
- Tak. Zobaczyłam ją kiedy szła. Chciałam jej zwrócić uwagę ze jest bez ochraniaczy, ale w tym momencie uderzyła mnie chyba czymś w głowę i dalej nic nie pamiętam.
- Dobrze, dziękujemy. Cała trójka wyszła z gabinetu zabiegowego.
- No to mamy na nią dwa zabójstwa, usiłowanie trzeciego i pobicie. -podsumowała Miśka.
- To na nią mamy. Ale jej jeszcze nie mamy. - odparł "Suchy".

Kilka godzin później.
Komisarze wrócili właśnie z obiadu serwowanego na dole w bufecie.
- Były jakieś sygnały z miasta?? - spytał Wnuk gdy cała trójka weszła do pokoju.
Kuba już chciał odpowiedzieć, gdy rozległ się telefon.
- Halo. Tak. Gdzie?? Dobra. Patrol znalazł samochód podejrzanej.
- Gdzie??
- Na Ławicy. Na lotnisku.
- Kuba. Przyda Ci się trochę ruchu. Jedziesz z nami.

16.45
Port Lotniczy Poznań-Ławica im. Henryka Wieniawskiego.
Suchecki już przy wjeździe spotkał jednego z mundurowych. Otworzył okno.
- Gdzie jest auto??
- W zachodniej części parkingu.
Po około dwóch minutach i kluczeniu między zaparkowanymi autami, dotarli do miejsca postoju czarnego Clio. Cała czwórka wysiadła i po chwili oglądali już samochód podejrzanej.
- Nie ma wątpliwości, to ten - stwierdził Suchecki.
- Numery się zgadzają. PO645H.
- Lecimy na terminal. Skoro tu jest auto, to babka chce zwiać.

Chwilę później.
Terminal nr 1
- Wow, ile ludu - takie słowa wypadły przez usta Miśce. Ona nie była nigdy na lotnisku . Panicznie bała latać się samolotem czy wchodzić na wysokie budynki.
- Musimy to załatwić cichaczem. - odparł "Suchy". Po czym podążył do jednego z okienek z napisem biuro obsługi klienta. Siedziała tam niezbyt ładna blondynka.
- Policja. Chcemy rozmawiać z kierownikiem i szefem ochrony.
Po chwili cała czwórka siedziała w dziupli firmy ochroniarskiej.
- Jesteście pewni, że poszukiwana jest na terenie lotniska?? - spytał szef ochrony.
- Znaleźliśmy jej samochód. Musi tu gdzieś być.
- Dobra zerknijmy na kolejki odlotów najpierw. - odparł ochroniarz siedzący przy konsolecie.
- Jedynka do Monachium.
- Nie, tu jej nie ma.
- Dwójka, Dubrownik.
- Tu też nie.
- Trójka, Sztokholm.
- Nieee
- Czwórka, Barcelona.
Suchemu od razu zamajaczyła w tle znajoma sylwetka.
- To ona - odparł. Jest czwarta w kolejce.
- "Suchy", ale skąd ty możesz wiedzieć,że to ona?? - spytała Miśka.
- Poznaję po sylwetce.
- Poczekajmy chwilę. Odwróć się. - Wnuk mruknął do siebie.
W tej samej chwili kobieta odwróciła się. ten jeden niepotrzebny ruch wystarczył by już druga w kolejce Liwińska dała się rozpoznać.
- Dajcie na czwórkę, żeby kontrolerka usiłowała wstrzymać ją. Radek, Miśka lecimy, Kuba zostajesz.

Stanowisko numer 4.
Diana Litwińska stanęła przed sprawdzająca bilety i paszporty kontrolerką. Właśnie w tej chwili w słuchawce kontrolerka usłyszała dyspozycję z biura ochrony.
- Proszę Pani, paszport jest fałszywy.
- Jak fałszywy??
- Nie ma znaku wodnego.
- Skąd Pani to może wiedzieć?? - kobieta odwróciła się. Ujrzała biegnących w nią stronę policjantów. Ignorując okrzyki kontrolerki i komisarza minęła usiłujących ją złapać dwóch bagażowych, którym biegnący po chwili komisarz okrzykiem kazał zostać na miejscu. Teraz wszystko działo się już na asfalcie w okolicach stojących samolotów. Litwińska co chwilę oglądała się za siebie co powodowało ze "Suchy" ją doganiał.
Wiedząc, że nie ma już szans wyciągnęła pistolet.
- Nie weźmiecie mnie żywcem.
Komisarz był jednak szybszy. Oddał tylko jeden strzał. To wystarczyło. kobieta wyrzuciła swoją broń w górę. Strużka krwi popłynęła z jej barku.
- Jesteś aresztowana. - Suchecki skuł kobietę.
- Jebani mężczyźni. Udajecie dobrych, a tak naprawdę wszyscy jesteście szownistycznymi świniami. Nienawidzę was. Nienawidzę! - takie były ostatnie słowa zatrzymanej.

************************

I tak mamy finał tej sprawy. Trochę ostatnio mniej piszę. Postaram się jednak poprawić. W międzyczasie pojawiło się pierwszy tysiąc w kategorii wyświetlenia. Dziękuje za czytanie moich "wypocin" i pozdrawiam.

środa, 28 sierpnia 2013

Gwóźdź programu cz.7

Szpital Wojskowy ul. Grunwaldzka.
Około 16.
Komisarze weszli na oddział. Złapali pierwszą lepszą pielęgniarkę z zapytaniem o pacjenta z postrzałem. Ta skierowała ich do znanego w całym szpitalu doktora Kruszczyńskiego. Suchecki oczywiście doskonale go znał.
- Dzień dobry, panie doktorze.
- A dzień dobry, wy zapewne w sprawie to co go tu jakieś dwie godziny temu przywieźli.
- Dokładnie.
- Jak on się nazywa?? Nie mam pamięci do nazwisk.
- Mariański Grzegorz. - odpowiedziała Misia.
- Usiądźcie. Co będziecie tak stać?? - lekarz zachęcił policjantów ci bowiem usiąść raczej nie mieli odwagi.
- Jakie są rokowania?? - zapytał komisarz.
- Takie postrzały zazwyczaj są bardzo ciężkie. Powodują duże powikłania. Trzeba mieć wiele szczęścia żeby nic poważnego się nie stało.
- Bardzo byśmy prosili o sedno.
- Już oczywiście. Postrzelony miał tego szczęścia bardzo dużo
- To znaczy?? - odezwał się tym razem Wnuk.
- Kula ominęła wszystkie najważniejsze narządy. Udało się nam zatamować wyciek krwi. Jutro spróbujemy tego Pana wybudzić.
- Czyli tym razem powiedzenie "Operacja się udała, pacjent zmarł" nie ma racji bytu??
- Jako lekarze musimy zakładać każdą sytuację. Moim zdaniem jednak nie powinno być żadnych problemów.
- Ok. Bardzo w takim razie dziękujemy.
- Cała przyjemność po mojej stronie. Z tego co wiem jeden z waszych siedzi pod jego salą.
- Tak. Przysłaliśmy prewencyjnie naszego kolegę.  

Po chwili komisarze stali już przed salą. Wraz z nimi stał Jarek, mundurowy przysłany przez Jasionkę. Cała czwórka wpatrywała się w leżącego w kablach, na łóżku właściciela hotelu.
- Wyjdzie z tego?? - spytał Jarek.
- Taa... Jest dosyć silny - odparła Miśka.
- Wyjdzie - dodał "Suchy" - jeśli zapewnimy mu odpowiednią ochronę. To zbyt ważny świadek. On musi przeżyć.
- Obawiam się że menedżerka jeśli była zdolna do zabicia jednego właściciela, to może chcieć zabić i drugiego. I nie cofnie się przed niczym. - stwierdził Radek.
- Dlatego pełna kontrola 24 godziny na dobę do odwołania.
- Oczywiście. Przekaże moim kolegom.
Po chwili wszyscy usłyszeli jakieś krzyki. Biegła jakaś kobieta, za nią doktor Kruszczyński. Jarek zastąpił jej drogę.
- Niech mnie Pan przepuści.
- Kim pani jest i czego chce??
- Ja chcę do swojego męża.
- Pani jest żoną Grzegorza Mariańskiego?? - spytał komisarz.
- Tak. Mogę do niego iść??
- Niestety nie - oznajmił dobiegający doktor Kruszczyński.
- Ale proszę. Na chwileczkę.
- Dobra - doktor machnął ręką.
Kobieta ominęła Jarka, usiadła przy mężu, ścisnęła jego rękę. Zaczęła płakać.
- Będziemy ją o coś pytać??
- Raczej nie teraz. Opuszczamy szpital. Kuba podesłał mi adres tej Diany Litwińskiej. Ma dla nas nakaz prokuratora. Jarek. My lecimy. Pilnuj go.
- Tak jest - mundurowy pożegnał się z komisarzami i usiadł na krzesełku. Wziął pierwszą lepszą gazetę z leżącego obok składziku.
 
16.35
Toyota Auris skręciła w prawo na Rondzie Śródka i dalej jechała spokojnie ulicą Warszawską. Komisarz tym razem nie dociskał do dechy. Sam miał świadomość, tak samo jak i jego współpracownicy że podejrzana raczej nie ukrywa się u siebie w domu. Po chwili zadzwonił telefon Wnuka.
- To Kuba - oznajmił i przełączył na głośnomówiący.
- Mam dla was parę informacji.
- Jesteśmy ciekawi, co nam powiesz.
- Dokładnie - odezwał się Suchecki - mówiłeś że ta menadżer mieszka w Swarzędzu.
- Polna 42a/2, Swarzędz.Potwierdził się też alibi tej Pauliny Dręczak. Cały dzień była na uczelni. Koledzy potwierdzają. No i kamery przemysłowe też.
- Ok. Dzięki. Do zobaczenia.
- Na razie.
Toyota minęła skrzyżowanie z Mogileńską i spokojnie jechała dalej w stronę wiaduktu na Antoninku.
 
Swarzędz. Polna 42a/2
Około 17.
Suchy zadzwonił do drzwi mieszkania na parterze. Robił to tak głośno, że zwrócił uwagę jednej z sąsiadek.
- Czego tak pukają?? I czego szukają??
- Dzień dobry. Jesteśmy z policji.
- Policja?? Ale o co chodzi?? I co chce policja od Pani Diany.
- Chcemy wejść do mieszkania. - odparł "Suchy"
- A widziała Pani Panią Dianę dzisiaj.
- Nie. Nie widziałam.
- Czyli chyba jej nie ma.
- Jest tak jak myśleliśmy - stwierdził komisarz obdzielając porozumiewawczymi spojrzeniami swoich kolegów - Kto tu jest dozorcą?? - teraz zwrócił się do kobiety.  
- Mój mąż.
- Jest w domu??
- Jest.
- Proszę go zawołać - polecił komisarz.
Po chwili komisarze w towarzystwie sąsiadów weszli z nakazem przeszukania do mieszkania podejrzanej. Komisarz musiał się tym razem zastosować do przepisu mówiącego o tym, że w razie braku osoby podejrzanej należy poszukać świadków którzy mieli towarzyszyć przy procedurze. Tym samym już od dobrych klikunastu minut Wnuk, Sobolska i Suchecki przetrząsali szafki i szafeczki, półki i kredensy. Nie przynosiło to skutku, aż do odkrycia Miśki.
- Mam pamiętnik
- Co??
- No pamiętnik, i kluczyk do niego.
- Ona pisała pamiętnik?? Nie była na to za stara?? - zdziwił się Wnuk.
- To nie jest chyba zakazane. Zresztą wiesz co oznacza zazwyczaj pamiętnik.  - odparła Misia.
- W pamiętnikach mamy zazwyczaj tajemnice.
- Otóż to. - przytaknął "Suchy" - weźmiemy go i zabieramy się na komendę. Damy tu mundurowego na wszelki wypadek, ale nie wiem czy on coś da.

Kochanowskiego. Kanciapa.
18.15.
Starszy aspirant Jasionka siedział jak zawsze przy swoim biurku kiedy komisarze weszli do pokoju.
- Cześć. I jak przeszukanie?? - zapytał Kuba.
- Mamy pamiętnik podejrzanej.
- Pamiętnik??
- No nie dziw się tak - odparł Wnuk.
- W dodatku bardzo ciekawe rzeczy w tym pamiętniku. - dodała Misia.- słuchajcie tego.

Zawsze czułam się niekochana. A teraz mam w końcu kogo kochać.
On jest dokładnie taki jakiego pragnęłam. Wcześniej go nie zauważałam.
Pracuje ze mną. W pracy mam go na wyłączność.
W domu wraca do swojej żony. 
Kiedyś mówił że jest z nią tylko dlatego, bo gryzłyby go wyrzuty sumienia.
Ale on kocha tylko mnie.

Dzisiaj robiliśmy to po raz pierwszy.
Och! Jak było cudownie.
Teraz on dał mi dowód swojej miłości.
Nie dbam o to co pomyśli sobie personel.

Jebana pokojówka. Że też musiała nas widzieć!
Jutro wyleci.

Mam plan. Na zawsze będziemy razem. I w dodatku hotel będzie nasz.

Oszukał mnie! Oszukał! Kutas jebany! Pierdoleni faceci!
Zapłacisz za to śmieciu. W dodatku hotel będzie mój.
 
Grzesiek powiedział dzisiaj,że przyjedzie ten iluzjonista. 
Widziałam kiedyś ten jego numer z pistoletem.
Wykorzystam go.    

Planowałam dla Ciebie mój kochany inną zemstę.
Teraz pewnie się smażysz w piekle
I wiesz co?? Nie jest mi Cię żal. 
Bedę miała To co Twoje.
Twoja anielica.

Ta bękarcka dziwka się mnie nie spodziewała.
A psy będą myślały że to samobójstwo.
Została jedna przeszkoda. 

- To jest wszystko.
- No to właściwie wszystko wiemy. Nic dziwnego, że te drzwi były otwarte. - skwitował "Suchy". Jej zdjęcie ma być u wszystkich patroli.
- Ja przesłuchałem tego ochroniarza. Nie powiedział nic ciekawego. Twierdzi,że nic nie wie.
- Gdzie on jest??
- Siedzi na dole. Wpadł tu także na chwilę grafolog. Potwierdził to co mówiłeś. Dwa różne rodzaje pism.
- Ok.

Następnego dnia. Niedziela.
Szpital Wojskowy ul.Grunwaldzka
Około11.
- Pacjent czuje się całkiem dobrze. Wprawdzie jest jeszcze osłabiony ale można z nim rozmawiać.
- Dziękujemy Panie doktorze.
- Daliśmy mu wszystkie leki, pielęgniarki nie będą go niepokoić.
Po chwili komisarze rozmawiali z Jarkiem.
- Był tu ktoś??
- Tak. Cały czas jego żona i syn oraz jego ojciec.
- Ktoś poza tym był??
- Nie.
W pewnej chwili uwagę Sucheckiego zwróciła jedna z pielęgniarek.
- Przepraszam. Z tego co wiem mieliście nie niepokoić rannego. Chcieliśmy z nim porozmawiać.
Kobieta zastygła w bezruchu. Szybko się odwróciła. Mimo tego usłyszała za sobą "Stój, policja" w wykonaniu komisarza. Zmobilizowało ją to do ucieczki.

czwartek, 22 sierpnia 2013

Gwóźdź programu cz.6

Miśka tymczasem przepytywała sąsiada Patrycji Gerlach.
- Proszę powiedzieć co się stało. Opisać cała sytuację.
- No siedzę sobie w pokoju. Oglądam telewizję. Byłem już dawno po śniadaniu. Nagle poczułem że z sufitu coś mi kapło na głowę. Myślałem że mi się wydawało, ale po chwili spadła druga kropla, a zaraz potem i trzecia. Pobiegłem szybko po miskę do łazienki. A potem ruszyłem się spytać Pani Patrycji, czy coś wie o tym, co się dzieje.
- No i co dalej się działo??
Sąsiad był tak rozemocjonowany cała sytuacją jakby tego dnia miała grać Polska z Niemcami.
- Poszedłem tam. Zadzwoniłem. Nic. Drugi raz zadzwoniłem. Nic. Zapukałem. Też cisza. Chciałem już odruchowo otwierać drzwi, gdy wtem poczułem wodę. Wypływała z mieszkania Państwa Gerlachów... właściwie to już Pani Gerlach. Pobiegłem szybko na dół po Pana Antka, naszego dozorcę, i razem z Panem Sołodkowskim, sąsiadem mieszkającym naprzeciw Pani Patrycji otworzyliśmy drzwi.    
- Dokładnie - potwierdził Sołodkowski.
- No i znaleźliśmy Panią Patrycję. Leżała z tym powrozem przy klamce.
- Zwróciło coś Panów uwagę?? - spytała Sobolska.
- Raczej nic. Zresztą najbardziej chyba byliśmy zainteresowani zakręceniem kurków, by nas nie zalało.
Wyglądało na to że sąsiedzi myśleli,że to samobójstwo. Pani podkomisarz też tak uważała.
- A może wiedzieli coś Państwo o tym jak Pani Patrycji się układało z mężem.
Odezwała się jedna z kobiet, również sąsiadek denatki.
- Bardzo fajna dziewczyna, Bardzo mi jej szkoda. Kochała pana Arkadiusza.
- Ale z niego to podobno było niezłe ziółko - dodała druga.
- To znaczy?? - Miśka udała głupa choć doskonale wiedziała jaka była prawda
- Podobno miał kogoś na boku.
- A skąd Pani to wie?? - oburzyła się pierwsza staruszka.
- Słyszałam.
- Wszyscy wiedzą dobrze, że Pani podsłuchuje.
- Wypraszam sobie. - odburknęła jej tamta.
Michalina zostawiła kłócące się staruszki. Ich krzyki było słychać na dole kiedy wsiadała do Toyoty a Suchecki ruszał na komendę.

ul.Kochanowskiego. Komenda
- Daliśmy dupy do kwadratu! - "Suchy" był wściekły.
- Maciek, nie obwiniaj się.
- Jak nie! Ja się zastanawiałem czy tą żonę wsadzić za numer z tą polisą. Ale pomyślałem,że dowody są za słabe. No to teraz mam. A właściwie mamy. Żonę denata na cmentarzu. Kurwa mać!
- Ale dlaczego w ogóle sądzisz, że to było morderstwo?? - spytała Miśka.
- No bo sznur był z tyłu. W dodatku znaleźliśmy odręczne pismo Patrycji Gerlach. Popatrz sobie na to pismo, a potem na list.
Miśka z Kubą przyjrzeli się temu co dał im komisarz.
- Wyglądają na inne już na pierwszy rzut oka - stwierdził Kuba.
- Dokładnie. Biegły grafolog od razu stwierdzi, że to dwa odrębne rodzaje pism. Sprawdziłeś alibi tych studentek??
- Sprawdziłem na razie Elwirę Łaniecką. Była cały dzień na uczelni. Za tą drugą zaraz się zabieram.
- Ok. Konfrontujemy wersje. Zakładamy, że ta sama osoba zabiła też żonę 
Radek stanął z mazakiem przy tablicy.
- Wersja nr 1. Mordercą jest iluzjonista.
- W tej chwili staje się kompletnie niewiarygodna. Nasz iluzjonista nie mógłby zabić, bo siedzi na dołku.
I to wyklucza jakiekolwiek dywagacje.
- Ale za nieumyślne spowodowanie śmierci też będzie odpowiadał.
- To też nie podlega dyskusji.
- Wersja nr 2. Asystentka iluzjonisty.
- Nie ma motywu. Alicja nie mogła być ujęta w polisie. No bo jak. Poza tym miała by zwalić na żonę?? Nie sądzę. - Skomentowała Miśka.
- Wersja nr 3. Żona.
- Sama się nie zabiła, więc też raczej to nie ona. Poza tym dostała by kasę z polisy, więc miała po co żyć
- No i wyglądała na załamaną śmiercią męża.
- Wersja nr 4. Ktoś z hotelu.
- Może pasować. Tylko komu by zależało w hotelu??
- Wersja nr 5. Pomyłka.
- Jeżeli już przy zabójstwie Arkadiusza Gerlacha, mielibyśmy do czynienia z pomyłką, to teraz pomyłki nie ma. - skomentował "Suchy"
- Dlaczego tak sądzisz?? - spytał Kuba.
- Zabójca chciał zwalić winę na żonę, że niby popełniła samobójstwo bo dopadły ją wyrzuty sumienia. Zapomniał jednak, że istnieje coś takiego jak grafologia. Nie chce mieć ze sprawą nic wspólnego, dlatego wskazuje na żonę.
Wersja nr 6. Kochanka.
- Łaniecka ma alibi, a z tą Dręczak jeszcze się zobaczy.
- Tak naprawdę została nam wersja numer 4 i 5, no i ewentualnie ta ostatnia. - stwierdził komisarz, rozprostując kości. 
- Przepraszam. - w drzwiach pojawiła się jakaś około 30-letnia brunetka.
Cztery pary oczu wlepiły się w nią.
- Na dole powiedziano mi, że tu pracuje komisarz Suchecki.
- To ja?? O co chodzi??
- Znalazłam dzisiaj w gazecie nekrolog. Zadzwoniłam do jednej z mojej koleżanek z hotelu. Ona mi powiedziała co się stało.
- Proszę siadać.
Kobieta usiadła, Suchecki naprzeciwko niej.
- Pani pracuje w hotelu?? - zapytał komisarz.
- Nie. Od około dwóch miesięcy już nie.
- W takim razie dlaczego Pani do nas przychodzi??
- Mam swoje podejrzenia co do tego kto jest odpowiedzialny za to ze Pan gerlach nie żyje
- Proszę mówić - ponagliła "Miśka".
- Uważam że winna jest menedżerka hotelu, Diana Litwińska.
- Dlaczego Pani tak sądzi??
- No bo.....
- Proszę się nie bać. My jej tego nie powiemy. - przypomniał Radek.
- Oni mieli romans.
- Słucham?? - "Suchemu" oczy się zaświeciły jak pięćdziesięciozłotówki. Wnuk, Michalina i Kuba mieli podobne spojrzenia.
- Skąd Pani to wie??
- Cały personel to wiedział. To był główny temat plotek.
- Dobrze. Plotki plotkami, ale na pewno był ten romans pomiędzy nimi.??
- Kiedyś jedna z pokojówek widziała jak się całowali. Następnego dnia nie pracowała już w hotelu. To chyba o czymś świadczy??
- Oceniać to będziemy my - wtrącił się Radek. 
- Czy były jakieś inne sytuacje wskazujące na romans??
- Nie widziałam.
- A dlaczego Pani sądzi że to ona??
- Ona była bezwzględna. Kilka osób już wylatywało za drobne przewinienia. Moim zdaniem byłaby w stanie chcieć przejąć hotel.
Wszyscy zrozumieli tę aluzję.
- Ale jest jeszcze jeden właściciel. Mariański.
- Jeżeli była w stanie zabić i Gerlacha. To Mariańskiego też może.
- Dam pani swoja wizytówkę. Kuba. Odprowadzisz panią do wejścia
Kiedy starszy aspirant wrócił odezwał się Radek.
- Według mnie ta kobieta kłamie. Jest uprzedzona do tej menedżerki.
- A ja uważam że może mieć rację. Znała żonę swojego kolegi więc mogła bez trudu wejść do domu i zamknąć drzwi potem na klucz. Są inne poszlaki na nią wskazujące. Mogła bez trudu otworzyć drzwi dla personelu. W dodatku wiemy że Gerlach miał dwie kochanki.
- O żadnych innych nic nie wiadomo - wtrącił się Jasionka.
- Sama mogłaby być tą trzecią bo tak wynika z listu. a poza tym wiedziała o asystentce, żona raczej nie.
- Czyli jednak może być sprawcą.
- Jedziemy z nią pogadać. 

W samochodzie. Okolice skrzyżowania św. Wawrzyńca/ Niestachowska.
- 00 dla SWS
- Zgłaszam się.
- Było zgłoszenie napadu w tym waszym hotelu Polonia. Poszkodowanym jest właściciel hotelu Grzegorz Mariański.
- Przyjąłem.
Wnuk wymienił porozumiewawcze spojrzenia z komisarzem. Wystawił koguta. Jego partner depnął w gaz. Sobolska dla wszelkiego bezpieczeństwa zapięła pasy.

Hotel Polonia ul. Lechicka
Godzina 13.45
Cała trójka podbiegła do stojącej przed wejściem karetki.
- Jak on się czuje??
- Stracił przytomność i bardzo dużo krwi.  - odpowiedziała lekarka.
- Gdzie go zabieracie??
- Do wojskowego.
Komisarz wyciągnął telefon.
- Kuba. Znajdź migiem mundurowego i wyślij do Szpitala Wojskowego. Ok. Dzięki.
Po chwili byli już w gabinecie menedżerki. Był pusty. Kamera która była przyłączona na wejście do gabinetu właściciela zaś zniszczona. Biegiem udali się w stronę portiera.
- Gdzie jest Litwińska??
- Nie wiem??
- A ty nie patrzysz na kamery. Masz je przecież tutaj.
- Robiłem porządki w ksiegach.
- Kłamiesz - Suchy wskoczył do środka, do stanowiska portiera.
- Gdzie jest Litwińska??
- Nie wiem.
- Pytam się gdzie??
- Nie wiem - głos portiera był coraz bardziej piskliwy.
- Idziesz na dołek.
- Ale...
- Żadnych ale.... - po tych słowach on i Radek zaprowadzili portiera do Aurisa.

niedziela, 18 sierpnia 2013

Gwóźdź programu cz.5

Komenda ul. Kochanowskiego
Sobota. Godzina 9.00
Jasionka od dobrej godziny babrał się w papierzyskach. W taki widoku zastał go komisarz Suchecki.
- Cześć pracy.
- No cześć
- Co ja widzę. Najwięcej roboty w weekend??
- Stary podesłał mi trochę raporcików.
- Ładne mi trochę - stwierdził komisarz spoglądając na kupę wielkości mniej więcej połowy biurka.
- Dojechały ekspertyzy.
- No to czemu nic nie mówisz. Daj mi je.
Kuba sięgnął i wyjął kilka papierów spod biurka.
- Sekcja wykazała szybką, praktycznie natychmiastową śmierć w wyniku jednego strzału z broni palnej w okolice nasady czoła, pomiędzy oczy. Wystrzał spowodował uszkodzenie mózgu, które spowodowało natychmiastowy zgon denata. Nabój powodujący śmierć został znaleziony. Czyli tak jak się można było spodziewać. A jaki mamy nabój?? Hm... - komisarz zaczął szukać tej informacji w piśmie dotyczącym sekcji, ale nigdzie nie mógł znaleźć owej informacji.
- Parabellum 9mm. - odezwał się Radek, który dosłyszał szczątkowe tezy komisarza - Cześć Kuba. Ooo... docenili cię.
- Uwielbiam twój sarkazm.
- W tej ekspertyzie powinieneś to znaleźć. - podkomisarz podał "Suchemu" teczkę.
- Cholera. Mylą mi się teczki.
- Cóż... starość.
- Bardzo śmieszne. Broń Glock 17. Replika Nabój taki jak mówiłeś. Parabellum 9 mm.
- A co wykazała daktyloskopia?? - spytał Wnuk.
- Już patrzę. Odciski z broni i z kanciapy. Dwa rodzaje. Jedne należą do Szermer. Drugie są i tu, i tu takie same. Obstawiam Turskiego. Na pudełku z nabojami odciski tylko i wyłącznie Agaty Szermer.
- Czyli nasz morderca najprawdopodobniej używał rękawiczek. Z drugiej to, że są odciski tylko iluzjonisty i jego asystentki nie dziwi bo używali tego sprzętu praktycznie codziennie.
- Nie możemy być zdziwieni.
- Kuba?? Jest jeszcze coś?? - spytał podkomisarz.
- Chłopaki posprawdzali listę tych pracowników, którą dostarczyliście z Miśką.
- No i co??
- Niestety nic nie wynaleźli. Ja za to sprawdziłem telefon. Z billingów nic nie wynika. Natomiast z SMSów już dużo.
- To znaczy?? - spytał Suchecki.
- Mamy dwie potencjalne kochanki. Według zapisów z telefonu jedna nazywa się Elwira Łaniecka, a druga Paulina Dręczak. Sprawdziłem je. Studentki.
- No to pogadamy sobie z nimi. Gdzie mieszkają??
- Łaniecka na Żorskiej 7, Dręczak na Szymanowskiego 53/25
- Cholera. Będziemy musieli się przebijać przez całe miasto i to dwa razy. Chyba że..
- Że co?? - spytał Radek.
- Kuba, zostaw te papiery. Pojedziesz z tobą, Radek, na Żorską. A ja poczekam na Miśkę i polecimy na to Piątkowo.

Godzinę później. Żorska 7
Stare zabudowania dzielnicy Starołęka raczej odstraszały niż zapraszały. Do takiej scenerii trafili Wnuk i Jasionka. Zatrzymali się akurat przed domem gdzie jakaś około 55-letnia kobieta pieliła grządki.
- Dzień dobry. Czy mieszka tu Elwira Łaniecka??
- Córka jest w domu. Uczy się do kolokwium.
- Chcielibyśmy z nią porozmawiać. Policja. - Wnuk i Jasionka pokazali odznaki.
- Policja. Ale o co chodzi??
- Proszę zawołać córkę.
- Elwira! Elwira!
Z domu wyjrzała brunetka. Podeszła do matki.
- Coś się stało?? Kim Państwo są??
- Chcielibyśmy porozmawiać z Tobą.
- Mamo, możesz iść na chwilę do domu??
- Ale...
- Potem mamie powiem o co chodziło, dobrze
Kobieta choć niezadowolona posłuchała córki.
- Słucham Panów??
- Kojarzysz Arkadiusza Gerlacha??
- Nie znam.
- Dziewczyno, może i mieszkasz w biednej dzielnicy, ale dżinsy widzę masz z Calvina Kleina, a bluzkę z Orsaya więc nie łżyj tutaj Panu komisarzowi. - odpowiedział Kuba.
- Jeśli nie powiesz nam prawdy, grozi Ci miły hotelik i to aż na 48 godzin. Nie wspomnę już tutaj co będzie, jak prawdy dowie się Twoja mama. 
- No utrzymywał mnie.
- Czyli pakiet sponsorski. Nie jestem zdziwiony. - odparł Wnuk.
- Co robiłaś w czwartek??
- Cały dzień byłam na uczelni.
- Co studiujesz??
- Pedagogikę na WSPiA.
- O ile pamiętam to szkoła niepubliczna. - zastanawiał się Radek.
- Niepubliczna czyli płacisz czesne. - potwierdził Kuba.
- Kto wie czy niedługo nie zakończysz tych studiów.
- Niby dlaczego?? - zapytała dziewczyna.
- Bo Twój sponsor nie żyje.
Po czym Radek i Kuba odeszli zostawiając osłupiałą dziewczynę.

W tym samym czasie. Szymanowskiego 53/25.
Podczas gdy Wnuk i Jasionka pałętali się po rubieżach miasta, "Suchy" i Miśka znajdowali się na porośniętym blokami Piątkowie. Stali już pod drzwiami mieszkania nr 25. Zapukali. Dobrą chwilę trwało zanim dziewczyna o rudych włosach otworzyła.
- Paulina Dręczak??
- O co chodzi??
- Policja. Komisarz Suchecki, podkomisarz Sobolska.
- Policja?? Do mnie?? - dziewczyna jakby nie dowierzała.
- Chcielibyśmy porozmawiać o Arkadiuszu Gerlachu.
- Możemy rozmawiać tutaj?? Nie chciałabym, żeby mój chłopak się dowiedział.
- Ok.
- Dlaczego pytacie o Arkadiusza??
- Wiemy, że byłaś jego kochanką.
- Tak. Arkadiusz jest bogaty. Rozpieszczał mnie drobnymi prezentami w zamian za to. Mój chłopak sam studiuje. Nie stać go po prostu, żeby mi tak dogadzać. To prosty układ.
- Arkadiusz Gerlach nie żyje.
Dziewczyna spojrzała się najpierw na komisarza, potem na Miśkę. Nie dowierzała.
- Chcielibyśmy wiedzieć, co robiłaś w czwartek.
- Ale podejrzewacie mnie o coś??
- To rutynowe pytanie. - odpowiedziała Sobolska. Poza tym jeśli nie masz nic do ukrycia powiesz nam prawdę.
- Byłam na uczelni cały dzień.
- Ktoś to może potwierdzić??
- Cała moja grupa. Studiuje chemię na Adamie Mickiewiczu.
- To wszystko. Możesz wracać do mieszkania.
 
Godzinę później. Kanciapa.
Kiedy "Suchy" i Miśka wkroczyli do pokoju Radek i Kuba już tam byli.
- Macie coś?? - spytał komisarz.
- Ta Łaniecka się trochę na początku opierała, ale przyznała, że facet ją sponsorował.
- Dręczak mówi to samo. Twierdzi że była na uczelni przez cały dzień.
- Ta ze Starołęki też ma alibi. To samo jak ta druga.
- Pytanie, czy któraś wiedziała o polisie. - rozważania komisarzowi przerwał jeden z mundurowych.
- Panie komisarzu, Pan był ostatnio na Alei Wielkopolskiej??
- No byłem.
- Było zgłoszenie samobójstwa.
"Suchy" zaczął modlić się w duchu, żeby nie chodziło o to o czym myślał.
- Gdzie?? - wydukał.
- Aleja Wielkopolska 47/12.
- Jasna cholera! - komisarz oraz Wnuk i Miśka wybiegli z biura.

Aleja Wielkopolska 47/12. Około 11.20
Takiej jazdy w wykonaniu komisarza jego współpracownicy jeszcze nie widzieli. W ciągu paru minut udało się dwukrotnie zignorować czerwone światło i trzykrotnie przekroczyć podwójną ciągłą. Tego co działo się wtedy na ulicach miasta, nie powstydziłby się nawet Kubica. Komisarz zatrzymał auto kilka centymetrów przed krawężnikiem i pognał na górę. Wnuk zrobił to samo. Sobolskiej pozostała rozmowa z mundurowym.
- Co się w ogóle stało??
- Przyszło zgłoszenie od sąsiadów,że znaleźli ciało Patrycji Gerlach. Dziewczyna uwiesiła się na klamce od drzwi łazienki.
- Ale jak w ogóle zorientowano się że ona nie żyje??
- Sąsiadowi denatki z dołu zaczęła kapać woda z sufitu. Poszedł na górę z pretensjami jednak nikt mu nie otworzył. Już wtedy woda wypływała przez szparę w drzwiach. Zawołał dozorcę i razem z kilkoma innymi sąsiadami wyważyli drzwi i znaleźli dziewczynę już nieżywą.
- To dlatego tu jest tak mokro??
- Dokładnie.
Tymczasem na górze komisarz i podkomisarz rozmawiali już z profesorem.
- I jak to wygląda??
- Samobójstwo. Jest bruzda wisielcza.
Komisarzowi jednak ewidentnie coś się nie zgadzało.
- Sznur od powrozu jest z tyłu. Supeł jest mocno związany??
Profesor pociągnął za supeł.
- Jest dobrze związany.
- W takim razie mamy morderstwo.
- Ale jak to?? - wykrzyknęli niemal jednocześnie Radek i profesor Czechliński.
- Dziewczyna miała to zwyrodnienie palców. Nie byłaby w stanie sobie tego z tyłu zawiązać przy tak niesprawnych palcu wskazującym i kciuku. Mamy morderstwo.
Profesor pogrzebał jeszcze chwilę we włosach denatki.
- Jest świeży ślad po uderzeniu w potylicę. Przez te włosy nie zauważyłem go wcześniej. Komisarzu, zwracam honor.
- Jakieś ślady?? - Wnuk zawracał już głowę technikowi.
- Nic nie ma. Woda wymyła wszystko. Jest tylko list.
Wnuk przyjrzał się papierowi. Komisarz stanął za nim. Radek zaczął czytać.

Nie mogę już żyć. To ja zabiłam mojego męża. 
Ten śmieć zasłużył na to co dostał. 
Zdradzał mnie świnia, miał trzy kochanki na boku.
Podłożyłam wtedy te kule. 
Ta głupia siksa się nawet nie zorientowała.
Teraz jednak czuje wyrzuty sumienia.
Wiem jednak że spotkamy się w piekle
                                                     P.

- Sprawdziliście list pod kątem odcisków?
- Jest czysty.
- Poszukajmy jakiegoś pisma do porównania. - rzucił "Suchy" do Radka. Ekspertyza grafologiczna powinna być formalnością, bo na mój nos list jest fałszywy.

czwartek, 15 sierpnia 2013

Gwóźdź programu cz.4

ul.Kochanowskiego. Kanciapa ekipy. 15.45
- Mamy poszlaki, które wskazują na wersje, które założyliśmy. Szkoda tylko że na razie nie łaczą się w logiczną całość.
- Ewidentnie brakuje nam punktu zaczepienia - odparł Wnuk na słowa komisarza.
W kanciapie odezwał się telefon. odebrał go aspirant Jasionka.
- Halo. Gdzie?? Ok. Już przekazuje.
- Co jest?? - spytał komisarz.
- Patrol zlokalizował Adama Turskiego w centrum, na ulicy Mostowej.
- Szkoda czasu, lecimy.
Całą trójka czym prędzej zbiegła na policyjny parking i zapakowała się do Toyoty Auris. Patrzący na tą scenę z góry Jasionka tylko pokręcił głową
- Oni to chyba kochają swoją pracę - mruknął do siebie.

Chwilę później. Okolice ulic Ludgardy, Sierocej, Koziej.
Komisarz zwijał się w samochodzie jak w ukropie byle tylko czym prędzej przejechać przez korek. Nie pomagały mu w tym wąskie uliczki okolic Starego Rynku.
- 00 dla SWS. Skrót SWS był używany przez centralę w celu wezwania komisarzy i pochodził od pierwszych liter ich nazwisk.
Na wezwanie odpowiedział siedzący na fotelu pasażera Wnuk.
- SWS zgłasza się.
- Ten wasz poszukiwany Turski, zorientował się że jest obserwowany przez patrol i uciekł na Plac Bernardyński. Usiłuje skoczyć z dachu jednego z budynków.
- Jasna cholera! Nie możemy faceta stracić. Że tez nasi nie mogli być bardziej dyskretni. Wezwij negocjatora.
- Ok.
Komisarz przyspieszył jeszcze bardziej.

Dwie minuty później. Plac Bernardyński.
"Suchy" wyskoczył z auta w takim tempie, jakby coś się paliło. Wnuk i Sobolska mimo że byli w znakomitej formie mogli tylko pozazdrościć komisarzowi. Mimo że najstarszy, to najszybszy i najbardziej gibki. Cała trójka przecisnęła się przez tłum gapiów.
- Cholera. Jak on was zauważył??
- Nie wiemy jak się zorientował.
- Co ty mi tu pieprzysz. Jak facet nam zejdzie to będzie nie lada problem. - Komisarz dopiero teraz spojrzał do góry. Turski stał już na gzymsie. Miśka po cichu podpytała drugiego członka patrolu o to czy jadą już strażacy i pogotowie. Tamten odpowiedział twierdząco. Po chwili na jej polecenie razem z kolegą zajmowali się wyganianiem gapiów. Po chwili pojawili się także wspomniani już strażacy, zaraz za nimi lekarze z pobliskiego szpitala imienia Krysiewicza, a po nich Sebastian Wolniak, który był doświadczonym negocjatorem.
- Dzień dobry, komisarzu - negocjator przywitał się z Sucheckim.
- Dla kogo dobry, dla tego dobry.
- Dowiedziałem się od centrali że mamy jakiegoś faceta na dachu. - Wolniak spojrzał na górę.
- Musimy ściągnąć faceta na dół. To dla nas bardzo ważny świadek.
- Zaraz, ale przecież to jest Turski, ten iluzjonista.
- No o niego jak widzisz chodzi.
- Co on zrobił??
- Zabił przypadkowo faceta.
- W tym numerze ze strzelaniem z pistoletu??
- Dokładnie w tym. ktoś podłożył mu ostre kulki. On o tym nie wiedział i zastrzelił faceta.
- No to ściągnijmy go na dół.
Wolniak ruszył do swojego auta po megafon. Po chwili wrócił. W tym czasie Wnuk i Sobolska zdążyli załatwić już plany kamienicy. Swoim odkryciem podzielili się z komisarzem. Ten skonsultował się jeszcze z negocjatorem.
- Facet jest zdesperowany. Idę na górę. Odwróć gadaniem jego uwagę. Ja go ściągnę.
- Ok.
Negocjator włączył megafon. Wykonał próbę mówioną, po czym odezwał się do Turskiego.
- Nazywam się Sebastian Wolniak. Jestem negocjatorem. Chciałbym z panem porozmawiać.
- Nie chcę z Panem rozmawiać. Z nikim nie chcę rozmawiać.
- Dlaczego?? Samobójstwo nie jest żadnym wyjściem.
- Jest. Po co mam żyć?? - odkrzyczał iluzjonista z góry.
Najbardziej niewiarygodna była przemiana tego człowieka. Z pewnego siebie faceta stał się kłębkiem nerwów, a teraz stał na skraju przepaści, na skraju śmierci.
- Doskonale rozumiem Pana sytuację.
- Nic nie rozumiesz. Zabiłem człowieka. Pójdę siedzieć - Turski kompletnie nie zauważył "Suchego", którego plan sprawdzał się idealnie.    
- Nie pójdziesz siedzieć. Daj sobie pomóc.
- Nie chcę. Chcę umrzeć. Skaczę.
Nie zdążył jednak tego zrobić, bo w tej samej chwili powalił go "Suchy". Po chwili pojawiło się dwóch mundurowych, którzy zabrali faceta. Suchecki otarł ręką pot, który leciał mu z twarzy. Wolniak, Wnuk i Sobolska odetchnęli z ulgą, a publiczność skwitowała finał tej akcji brawami.
         
Komenda. ul. Kochanowskiego.
Tym razem zaszczyt przesłuchania dostał Wnuk. Po pierwsze dlatego że sam bardzo palił się do tego, a po drugie "Suchy" odpuścił. W końcu nie był na miejscu zabójstwa. Iluzjonista siedział ze spuszczoną głową. Lekko trzęsły mu się ręce
- Spójrz na mnie - rozkazał Wnuk.
Turski podniósł głowę. Spojówki oczu nie były czerwone. Były wręcz krwiste.
- Pogadajmy.
- O czym niby?? Przecież wszystko wiecie.
- No nie wszystko. Zastanawiam się dlaczego wymyśliłeś akurat taki numer. Dlaczego Twoim znakiem rozpoznawczym stało się udawanie śmierci. I dlaczego ta śmierć stała się prawdą.
- Każdy z nas miał jakiś znak rozpoznawczy. Moim akurat był ten numer.
- Ten numer doprowadził Cię do zguby. Dobrze strzelasz. Ćwiczysz gdzieś??
- Na strzelnicy.
- Na strzelnicy z tego co pamiętam strzela się ostrymi. Powiedz mi jak to było tego dnia.
- No wszystko ustalaliśmy z tym właścicielem Mariańskim, a potem z Gerlachem.
- Zapłacili Ci za pokaz??
- Tak. Spisaliśmy umowę. Poszedł przelew. Pan Gerlach robił go przy mnie.
- Szkoda, że nie będziesz mógł skorzystać z tych pieniędzy. A jak znieśli tego Gerlacha to co się działo??
- On nie wychodził. No to przeprosiłem i poszedłem za kulisy.
- I co dalej??
- Patrzę, a on leży. Najpierw mówię do niego ze po co to było?? A on nic. Coś mnie tknęło Podszedłem do niego. Zimny był. Zorientowałem się że to trup.
- Po co poszedłeś do kibla??
- Oblał mnie zimny pot. Chciałem się trochę obmyć. Kiedy wyszedłem zdałem sobie sprawę, że będę oskarżony o morderstwo.
- I dlatego uciekłeś?? W ten sposób skierowałeś podejrzenia na siebie. Wcześniej otworzyłeś sobie drzwi dla personelu.
- Nie otworzyłem. Były otwarte. Sam się zdziwiłem,że można sobie tak wyjść.
- Mhm... - Wnuk wstał i udał się do drzwi. Miał już wyjść, ale wtedy odezwał się Turski.
- Mogę o coś zapytać??
- Możesz.
Wnuk od razu pomyślał,że facet będzie się pytał o wysokość wyroku. Ten jednak go zaskoczył.    
- Czy ślepaki mogą zabić?? Zastanawiam jak mogły zabić tego faceta.
- Ślepaki nie zabijają.
- Ale jak to??
- Strzelałeś ostrymi nabojami.
Wnuk wyszedł z pokoju. Teraz razem z Sobolską i Sucheckim obserwowali iluzjonistę, który ukrył twarz w dłoniach.
- Dosyć spójnie gada.
- Nom. Szkoda,ze uciekał. Lepiej, żebyśmy znaleźli tego, kto podłożył kule. Bo szkoda, żeby facet resztę życia spędził w pierdlu. Dostanie kilka latek za nieumyślne spowodowanie śmierci. A może nawet "zawiasy" bo jest niekarany - odparł "Suchy".
W kanciapie siedział aspirant Jasionka. Nawet nie zerknął na trójkę komisarzy, którzy pojawili się w pokoju.
- Bardzo ciekawe informacje znalazłem.
- No to dawaj.
- Otóż z dokumentu właścicielstwa Hotelu "Polonia" wynika, że właścicielami hotelu są:
a) Grzegorz Mariański - 45% udziału.
b) Arkadiusz Gerlach - 45% udziału
c) Diana Litwińska - 10 % udziału
- W razie śmierci któregoś z udziałowców jego akcje przejmuje współmałżonek. A teraz drugie. Arkadiusz Gerlach miał polisę.
- Na ile??
- Okrągłe 500 tysięcy złotych.
- Pół bańki. Uuuuuu..... - Miśka aż zagwizdała.
- Kto był beneficjentem?? - spytał komisarz.
- Patrycja Gerlach.
- No to chyba złożymy wizytę kochanej żonie.

Aleja Wielkopolska 47/12
Komisarze znowu stali pod drzwiami mając za sobą wbieg po schodach na sama górę budynku. Misia tym razem nie narzekała. Komisarz nacisnął na dzwonek.
- To znowu Państwo?? - spytała Patrycja Gerlach. Dalej wyglądała tak samo. Ten sam ubiór. Te same podkrążone oczy.
- Jest jedna kwestia do wyjaśnienia.
- Jaka?? - wszyscy obecni przeszli do salonu.
- Co Pani wie o polisie??
- O jakiej polisie??
- O polisie, Pani męża, Arkadiusza Gerlacha. - wyjaśniła Miśka   
- To Arek miał polisę?? - spytała zaskoczona Gerlachowa
- Pani była głównym beneficjentem. Otrzyma Pani pół miliona złotych.
- Mój Boże. Pół miliona złotych??
- Tak. Nie wiedziała pani o polisie??
- Nie wiedziałam. Przysięgam.
- Dobrze. W takim razie nie przeszkadzamy.

Na dole.
- Ta Gerlach wyglądała na bardzo zaskoczoną.
- A może dobrze kłamie. I wodzi nas wszystkich za nos?? - zastanawiał się Wnuk.
- Raczej nie kłamie. Wygladała na bardzo zaskoczoną, nawet zszokowaną. Szczególnie tą kwotą. Poza tym, ta polisa otwiera nam nowe mozliwości.
- Niby jakie??
- Jeśli facet miał kochanki, to mogą się zemścić.
- Niby za co?? - spytała Miśka.
- Za brak ujęcia w polisie. Nie dostaną nawet złamanego grosza.

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Gwóźdź programu cz.3

Następnego dnia.
Siedziba wydziału. ul.Kochanowskiego. Około 11.
Pomimo już późnej pory skład ekipy był okrojony dokładnie w połowie. Swoją obecnością komendę zaszczycili jak na razie tylko aspirant Jasionka i komisarz Suchecki.
- "Suchy" ??
- Co jest ??
- Wiesz co jest z Radkiem i Miśką??
Komisarz nie musiał odpowiadać, gdyż akurat jego do tej pory nieobecni podwładni pojawili się w drzwiach kanciapy.
- O! O wilku mowa - mruknął do siebie Kuba. A właściwie o wilkach...
- Suchy?? SMS doszedł?? - spytał Radek.
- Doszedł. A w ogóle co to za sprawa?? Rano pytałem się dyżurnego. Mówił, że podobno jest zamieszany w to ten iluzjonista, Turski.
- Ten Turski?? - wyrwało się Jasionce.
- Tak, ten - odpowiedziała mu Miśka.
- No to wtajemniczcie mnie i kolegę aspiranta w sprawę.
Wnuk wspaniałomyślnie pozwolił koleżance mówić. Ta opowiedziała pozostałym wszystko ze szczegółami. Nie zapomniała o szczegółach typu kule i otwarte drzwi dla personelu. Tak, Miśka miała świetną pamięć.
- Niezły sajgon - skomentował komisarz. Kuba skoczysz po tablicę na dół, do pana Władka. Rozpiszemy sobie wszystko i będziemy kombinować. Chwilę później, biała tablica stała już  mniej więcej obok drzwi wejściowych do kanciapy. Komisarz trzymał zaś pisak.
- No to co wiemy?? Na początek ograniczamy się do ram czasowych. Suche fakty, bez hipotez, zakładamy prawdomówność świadków.
- Według Alicji Szermer, asystentki iluzjonisty około godziny 10 pojawiają się na terenie hotelu, na parkingu. Mają własny samochód. Później trwają przygotowania do pokazu. Uczestniczy w nich właściciel hotelu. Jest nim Grzegorz Mariański. Ustalają wszystko do godziny 16, kiedy ten pilnie wyjeżdża do Olsztyna na konferencję. Zastępuje go Arkadiusz Gerlach, czyli nasz denat. Są one jeszcze zakłócane przez jego żonę która pojawia się około godziny później. To mówiła menedżerka, Diana Litwińska. Wszystko idzie zgodnie z planem. Pokaz zaczyna się o 20. Około godziny 21.15 w czasie wykonywania swojego finałowego numeru Turski zabija Gerlacha, po czym orientując się że ten nie żyje, opuszcza hotel poprzez drzwi dla personelu, wcześniej zahaczając o męski kibel.
- Ok. dzięki Radek. Zapisałem to na tablicy jak widzicie.
a) 10.00 - przyjazd iluzjonisty, przygotowania do pokazu
b) 16.00 - wyjazd Mariańskiego
c) 17.00-17.30 - przyjazd żony denata.
d) 20.00 - rozpoczęcie pokazu
e) 21.15 - zabójstwo Gerlacha i ucieczka Turskiego.
- No a teraz hipotezy, wersje, co proponujecie?? - spytał komisarz.
- Według mnie jeśli już Turski jest czegoś winien to raczej nieumyślne spowodowanie śmierci. Generalnie zarówno asystentka jak i menedżerka twierdzą że iluzjonista był jakby zdziwiony zachowaniem denata i co ciekawe sprawdził mu puls. Tylko dlaczego do cholery, uciekł?? - Wnuk zadał pytanie retoryczne.
- Dowiemy się, jak go złapiemy. Kuba, nie było żadnych sygnałów z miasta o nim??
- Sprawdzę w biuletynie. Nie, nic nie ma.
- Czyli albo szok, albo facet dobrze gra. Zastanawia mnie jeszcze sprawa otwartych drzwi dla personelu - dodała Miśka.
- A czy jest jakiś motyw, który ewentualnie miałby Turski, żeby zabić tego właściciela??
- Może dowiedział się jakoś, że mu nie zapłacą. Ale wtedy skąd iluzjonista wytrzasnąłby ostre naboje, skoro miał tylko ślepe.
- Może wyczarował - wtrącił się Jasionka.
- Weź nie żartuj - ofukał go Wnuk.
- Ta pierwsza wersja jest dosyć karkołomna - skomentował "Suchy". A co sądzicie o tej asystentce??
- Ma dziś się pojawić na daktyloskopii. Poza tym miała dostęp do naboi, była w końcu asystentką szefa. Może chciała go wrobić?? - spytał Radek.
- To jaki motyw według Ciebie?? Bo według mnie ona mówi prawdę. Ona zyskała będąc asystentką iluzjonisty. Wprawdzie Turski od niej wymagał bo mieszkali w kanciapie, ale za to bardzo dobrze płacił.
- Może paradoksalnie to te wymagania. Dziewczynie się znudziło bycie na ciągłe zawołanie szefa i sprzątnęła go bez brudzenia się, wrabiając w morderstwo - odgryzł się Radek.
- Jeśli już kobieta ma być to prędzej żona - odparła Miśka. Litwińska stwierdziła, że Arkadiusz Gerlach był kobieciarzem, a jego żona Patrycja to akceptowała, ponieważ pochodziła z biednej rodziny i dla niej to był sposób na wyrwanie się z nędzy. A jeśli Patrycja tak naprawdę postanowiła się zemścić za zdrady??
- To już trzecia możliwość - powiedział komisarz. - Ja mam jeszcze dwie. Ewentualny konflikt właściciela z kimś z personelu lub drugim właścicielem. Może na kogoś naskoczył i wtedy ten ktoś podłożył naboje i otworzył drzwi dla personelu, wiedząc że iluzjonista spróbuje uciec.
- A ta ostatnia, piąta ?? - spytał Kuba.
- Pomyłka napastnika. Zakładam, że ta Szermer mówi prawdę.
- To w takim razie kto miałby być ofiarą??
- Tego jeszcze nie wiem. W każdym bądź razie ta sprawa jest najeżona niewiadomymi - skomentował komisarz. - Kuba, jak ona przyjdzie, zrobisz odciski. Poza tym sprawdź dokładnie tego Gerlacha.
- A my?? - spytali jednocześnie Miśka i Radek.
- Ruszamy dupy w miasto. Na Aleję Wielkopolską 47/12. Do mieszkania Patrycji Gerlach.    

Aleja Wielkopolska 47/12. Mieszkanie Patrycji i Arkadiusza Gerlach. 
Wnuk, Sobolska i Suchecki wtoczyli się na samą górę bloku.
- Cholera, że też winda musiała się zepsuć. Nogi mnie bolą - narzekała Misia.
- Twarda musisz być.
- Odezwał się.
- Cicho już. To tutaj - uciął dyskusję komisarz. P.A.Gerlach. Dzwonimy.
Chwilę po naciśnięciu dzwonka zza drzwi wyjrzała blondynka o krótkich włosach z podkrążonymi oczyma. 
- Słucham. O co chodzi??
- Dzień dobry. Komisarz Suchecki, a to moi współpracownicy, podkomisarz Wnuk i podkomisarz Sobolska. Prowadzimy śledztwo w sprawie śmierci pani męża.
- Proszę bardzo.
Choć "Suchy" niespecjalnie chciał żeby kobieta stawiała herbatę i tym podobne była dosyć uparta i musiał się zgodzić na to ustępstwo. Trzeba było przyznać, że  kobieta jest całkiem ładna. Jedynym mankamentem był skrzywiony kciuk i palec wskazujący u prawej ręki. Na pytanie Wnuka co się stało z ręka odpowiedziała że zrobiło jej się to w dzieciństwie, kiedy to po złamaniu owych palców po prostu źle się zrosły.
- Chcielibyśmy porozmawiać o mężu - "Suchy" przeszedł do rzeczy. - Czy mąż miał jakichś wrogów?? Ktoś mu groził??
- Nie wiem. Mąż nie mówił mi za dużo.
- A jak się układało mu w pracy??
- Wstyd mówić ale tez nie wiem. Powiem Państwu tak. Nasze małżeństwo nie było z miłości.
- To znaczy?? - zapytała Misia.
- Myśmy się ożenili na zasadzie takiej, że...
- Proszę mówić, spokojnie - ponaglał Radek, mimo że spodziewał się tego co powie kobieta.
- No mieliśmy układ. Arkadiusz potrzebował szybko się ożenić, a ja chciałam się wyrwać z tego zadupia, w którym mieszkałam. Ja dałam ogłoszenie w internet. Arkadiusz odpowiedział. Warunki tego układu były takie, ze ja przed jego nieżyjącą już matką grałam dobrą żonę. Jak matka Arka zmarła to stwierdziliśmy,że wszystko zostanie po staremu. Arkadiusz w ramach rekompensaty utrzymywał mnie, a ja przed jego rodziną dalej udawałam.
- A dobrze między państwem się układało??
- Mogą mnie państwo podejrzewać, ale prawda jest taka że go kochałam. Mimo tego, że miał inne kobiety, wiedziałam o tym, ale się nie skarżyłam. Musiałabym wrócić do swojej wiochy, gdybym złożyła papiery rozwodowe. Ja wiem, że to dziwne, ale ja byłam mu coś winna za to, że on mnie w ogóle nie zechciał zostawić. Mógł przecież to zrobić po śmierci swojej matki. To dobry człowiek był. A teraz będę musiała zająć się jej pogrzebem.    
- Była Pani w hotelu wczoraj o 17. Po co??
- Do Arkadiusza przyszło jakieś pismo z urzędu skarbowego. Chciałam to z nim wyjaśnić. Jakaś niedopłata podatkowa.
Komisarze podziękowali za herbatę i wyszli.
- I co o tym sądzisz - spytał komisarz Sobolską.
- Chyba nie ona. Aczkolwiek dziwny ten układ.
- A jeżeli miała kogoś na boku??
- Dużo by ryzykowała. Nie wiadomo jakby się zachował Gerlach. Poza tym widać że boi się powrotu do starego życia.
Telefon komisarza się rozdzwonił. "Suchy" odebrał.
- Halo. Tak. Ok. Dzwonił Kuba. Możemy pogadać już z tym drugim właścicielem. Wrócił do hotelu. Aha i ta Szermer była na odciskach. Jutro będzie jej daktyloskopia oraz odciski z kanciapy i broni , tak samo sekcja zwłok.

Hotel "Polonia" ul.Lechicka
Gabinet właściciela hotelu znajdował się na parterze. Drogę do niego policjantom wskazała menedżer Litwińska. "Suchy" zapukał do drzwi
- Proszę - ozwał się jakiś facet
- Dzień dobry. Suchecki, Wnuk, Sobolska. Policja. Prowadzimy śledztwo w sprawie śmierci Pana wspólnika.
- Jeszcze jestem w szoku. Musiałem przez to tragiczne zdarzenie odwołać swój pobyt w Olsztynie. W ogóle wiadomo dlaczego Arek zginął.
- Został zastrzelony prze tego iluzjonistę, Turskiego. Sądzimy jednak, że mamy do czynienia z podmianką.   Ktoś zamienił kule ze ślepych na ostre. Na razie przesłuchujemy osoby z otoczenia Pana kolegi.
- Myślą państwo że iluzjonista został wykorzystany??
- Dokładnie. Nie ma pan jakichkolwiek podejrzeń, kto ewentualnie mógłby chcieć morderstwa Pana kolegi??
- No właśnie nie. Znam jego żonę. To bardzo fajna kobieta. Jest mi bardzo jej szkoda. I to nie tylko ze względu na śmierć Arka.
- To znaczy??
- Wiem o tym, że Arek miał kogoś na boku. Może to ta jego kochanka.
- Wie pan kim ona jest??
- Nie mam zielonego pojęcia.
- A może zamordowany wspominał panu o jakichś problemach??
- Nie przypominam sobie takiej sytuacji. Wszystko było w jak najlepszym porządku.
- Zostawimy Panu naszą wizytówkę. Gdyby coś się przypomniało, proszę dzwonić.
- Oczywiście.

Parking przed wejściem do hotelu.
- Widzicie. O tym nie pomyśleliśmy - stwierdził Suchecki.
- Masz na myśli te kochanki?? - spytał Wnuk.
- Dokładnie. 
- To już szósta wersja. Zemsta iluzjonisty, wrobienie przez asystentkę, zemsta żony, ewentualny konflikt w pracy, pomyłka napastnika lub te kochanki.
- Najgorsze jest to, że snujemy się w domysłach. Tak naprawdę żadna z tych wersji nie jest w tej chwili bardziej prawdopodobna od każdej innej.

piątek, 9 sierpnia 2013

Gwóźdź programu cz.2

W tym samym czasie.
Wnuk w towarzystwie menedżerki hotelu i jednego z ochroniarzy przeglądał materiały z monitoringu. Pierwszym obrazem z kamery był moment wykonywania przez iluzjonistę gwoździa programu. Zapis był dokładnie taki o jakim mówili wszyscy, którzy do tej pory byli przepytywani w tej sprawie. I mundurowy i menedżerka mieli całkowitą rację. Niestety dla całej sprawy Gerlacha zniesiono za kotary. Tam akurat nieszczęśliwie nie było żadnej kamery. Radkowi pozostało więc liczy na prawdomówność świadków.
W oczekiwaniu na materiał z kolejnych kamer podkomisarz zagadał Litwińską.
- Mówiła Pani, że dziś pojawiła się tu żona wspólnika.
- Tak, była.
- Około której godziny??
- 17.00 - 17.30, coś takiego.
- A może wie Pani jak zabitemu układało się w małżeństwie??
- Arkadiusz ożenił się z Patrycją kilka lat temu. Patrycja pochodzi z biednej rodziny. Dla niej to wielki awans społeczny. Ale... - Litwińska przerwała.
- Proszę mówić
- Kiedyś Arek zwierzył mi się że tak naprawdę to jest małżeństwo z wyrachowania. Jego matka była gorliwą katoliczką. Ciągle mu siedziała nad łbem. Aż w końcu Arek wymyślił, że ożeni się dla świętego spokoju. Poszukał sobie Patrycję. Ona zgodziła się na ten numer. No i ożenili się. Matula zadowolona, zmarła rok później. A Arkadiusz wrócił do swojego trybu życia. Z różnymi kobietami się spotykał.
- I Pani Patrycja to akceptowała??
- Taki układ. Arek mówił, że jej to pasuje. Więcej się nie wtrącałam. Nie moja sprawa.
Wnuk nie poruszał już więcej tej sprawy. Jego wzrok spełzł na filmie z kamery znajdującej się nad męską toaletą. Wg zegara w dolnym rogu ekranu było ok. godz. 21.25. Turski wszedł do łazienki.
- Jest kamera w łazience??
- Nie ma. Szanujemy prywatność klientów.
- To poczekamy chwilę. Skoro wszedł to musi też wyjść.
Zegar przesunął się na godzinę 21.29, kiedy iluzjonista opuścił łazienkę. Ten jednak zamiast udać się w stronę z której do łazienki przyszedł zmienił zamiar. Powędrował w drugą.
- Jest tam coś?? - spytał Radek.
- Wejście do hotelu dla personelu.
- Jest tam kamera??
- Tak - potwierdziła menedżerka
- Pokaż mi obraz z tej kamery z około 21.30 - rzucił do ochroniarza.
Turski na filmie bez problemu otworzył drzwi i zwyczajnie... wyszedł.
- Proszę Pani, jak to jest możliwe, że gość hotelu może wyjść sobie z niego przez wejście dla personelu. Powinniście wzmocnić ochronę. Ktoś wam kiedyś coś wyniesie. Ani się nie zorientujecie. Poproszę listę gości i osób z personelu. Pełną.
- Oczywiście - odpowiedziała Liitwińska.

Tymczasem Miśka wraz z Alicją Szermer pokonywały drogę przez parking hotelowy. Wóz w którym znajdowały się rekwizyty do sztuczek, okazał się jednocześnie dobrze urządzoną kanciapą.
- Wy macie jakieś miejsca zamieszkania??
- Oczywiście. Kiedy jednak jedziemy w trasę po takich hotelach to mieszkamy w tym specjalnie przerobionym wozie.
- Dlaczego tak??
- Szef to fan muzyki i kultury cygańskiej. Uważał ich za takich artystów drogi i sam chciał taki być. Dlatego kupił to auto.
- Powiedz mi gdzie trzymacie naboje??
- Tutaj, w tej szufladzie - dziewczyna wskazała na nią ręką.
- Odsuń się. - rzuciła do niej Sobolska, po czym z tylnej kieszeni swoich dżinsów wyciągnęła rękawiczki, nałożyła sobie na ręce i otwarła szufladę.
- Agata, podejdź tu na chwilę ale niczego nie ruszaj.
Dziewczyna posłusznie wykonała polecenie.
- Gdzie są naboje?? - podkomisarz skinęła głową.
- Zawsze tutaj były.
- To gdzie teraz są??
- Jezu. Nie wiem. Ja je tu kładłam. Jestem pewna.
- To ty przygotowujesz broń??
- Tak, ja
- W czym były te naboje??
- W takim srebrnym pudełku.
Sobolska rozejrzała się po wozie. W pewnej chwili owo srebrne pudełko rzuciło się Pani podkomisarz w oczy. Leżało sobie swobodnie na jednej z półek.
- To to pudełko??
- Tak, to.
- Wyjdź stąd i niczego nie dotykaj.
Michalina wzięła je do ręki. Otworzyła i wyciągnęła jeden z nabojów i zaczęła go oglądać ze wszystkich stron.
- Nie ma żadnych wątpliwości. Ślepak. - mruknęła do siebie. Wyszła przed wóz, gdzie stała Agata Szermer.
- Przez roztargnienie zostawiłaś naboje nie tam gdzie trzeba.
- Ale ja jestem pewna, że kładłam je do szuflady.
- Na pewno??
- Jestem pewna w stu procentach.
- A pamiętasz ile było nabojów w pudełku.
- Ostatnio zaopatrywaliśmy się w nowe. Powinno być nowe 20 sztuk.
- Przelicz - poleciła Michalina.
- To dziwne. Jest 20. A ja jestem pewna że powinno być 18.
- Na pewno.
- Tak, całkowicie. Mam bardzo dobrą pamięć.
- W takim razie - policjantka zrobiła tutaj celową ciszę spoglądając na asystentkę Turskiego.
- Mamy podmiankę - po czym wyciągnęła telefon dzwoniąc do Wnuka.

Pomimo późnej godziny ani Sobolskiej, ani Wnukowi nie chciało się spać. Wymieniali właśnie pomiędzy sobą uwagi dotyczące tego co ustalili.
- Ten Turski wcale nie zniknął, tylko uciekł.
- A ty myślałeś że zniknął?? No bez jaj.
- Uciekł drzwiami dla personelu
- To one były otwarte?? - zdziwiła się Sobolska.
- Nom, i to jest dziwne.
- Powinny być zamknięte.
- Tak, to wygląda bardzo na to że ktoś umyślnie zostawił te drzwi otwarte.
- Ale równie dobrze to może być roztargnienie - Michalina powiedziała to bardziej dla przekory. chciała lekko wkurzyć Wnuka. Ten jednak nie dał się zwieść. Szybko zmienił temat.
- A co mówi ta asystentka??
- Zarzeka się, że nie wie dlaczego jej szef uciekł. Poza tym potwierdza wersję naszego kolegi i menedżerki.
- A naboje??
- Według niej zostawiła je w tej szufladzie, a nie na półce.
- A jeśli nas wkręca??
- Musimy znaleźć jakieś motywy. Na razie nie możemy niczego wykluczyć. Jeśli to ona, to naprawdę świetnie kłamie.
Do policjantów podszedł mundurowy.
- Chłopaki właśnie pojechali. Turskiego nie ma w hotelu.
- Uciekł przez drzwi dla personelu. - odparł Wnuk. Możesz jechać do domu.
- To na razie.
- Na razie.
- Piotrek. Jest coś?? - spytała Sobolska.
- Są odciski.
Do brunetki podeszła Alicja Szermer.
- Długo to jeszcze potrwa??
- Chwilę. Jutro stawisz się na Kochanowskiego, na naszą komendę, na odciski palców.
- Muszę??
- Tak. Jeśli chcesz być "czysta", to przyjdziesz - odpowiedział Radek.

Około pierwszej w nocy.
Wnuk i Sobolska szli do Aurisa.
- Zrobiliśmy niezły galimatias - stwierdziła Misia.
- Ta menedżerka chyba musi być na nas wściekła.
- Bardziej wściekli są klienci hotelu.
- To będzie długa noc - dodał Wnuk.
- Tak samo długa jak ta lista. Chłopaki złapią się za głowę.
Komisarze wsiedli do samochodu. Radek włączył radio na policyjną częstotliwość.
- 00, odezwij się.
- 00 zgłasza się.
- Jak mija noc??
- A dziękuję. Cisza i spokój.
- Tylko nie zaśnij.
- Coś ty. Cztery kawy robią swoje.
Miśka podśmiechiwała się pod nosem. Radkowi kąciki ust również podniosły się do góry.
- Kawa wypłukuje magnez.
- E, tam. Gadanie Ameryki.
- Dobra. Słuchaj. Podaj w eter, że poszukujemy Adama Turskiego.
- Kogo?? Powtórz proszę nazwisko.
- T jak Tadeusz, U jak Urszula, R jak Robert, S jak Sabina, K jak Krzychu, I jak Irena.
- Rozumiem. Nie chcesz chyba powiedzieć, że chodzi o tego iluzjonistę.
- Niestety 00, niestety. O niego chodzi.
- Przyjęte.
- Miłego dyżuru. Dobranoc.
- Dobranoc.
Radek wyłączył radio.
- To co?? Podrzucę Cię do domu - spytał dziewczynę Wnuk.
- A która jest godzina??
- Piętnaście po pierwszej.
- A co powiemy "Suchemu"??
- Wyślę mu eskę, że skończyliśmy późno i będziemy o 11. Pasuje Ci??
- W całej rozciągłości. - odparła Miśka.