środa, 23 października 2013

Był sobie chłopiec cz.2

Września. Warsztatowa 16.
około 14.15

Miasto posiadające około 30 tysięcy mieszkańców powitało komisarzy taką samą pogodą jak w Poznaniu. W ocenie Wnuka zanosiło się na początek potopu, czego nie komentował Suchecki który już od Tulec klął na ilość pieniędzy która uciekła mu po pokonaniu bramek na a-dwójce. Sobolska gapiła się na okno, choć specjalnie nie było na co patrzeć bo deszcz jak padał tak padał a niebo było pokryte kolorem szarym. Ulica Warsztatowa, która była adresem podróży policjantów była dość krótka i prostopadła w stosunku do arterii poświęconej wielkiemu polskiemu bohaterowi Tadeuszowi Kościuszce. Dominowało stare budownictwo. Czerwona cegła lub szary tynk. Suchecki zatrzymał Aurisa dokładnie przed szesnastką. Domek nie był duży. Obok drzwi ułożona była dość wysoka kupka drzewa o wysokości jakiegoś metra i szerokości około 60 centymetrów.
Suchecki wysiadł z auta i już na otwarcie zaklął, wszedł bowiem w kałużę
- "Suchy", to twój szczęśliwy dzień. - odezwał się Wnuk. - najpierw mina w parku Moniuszki, potem bramki w Tulcach, a teraz kałuża.
- Wracać będziemy "92". Uważaj żebyś zaraz sam nie wszedł.
Komisarze weszli przez niewielką furtkę na posesję na której według dowodu oczywiście miał mieszkać Hubert Drechsler. Zapukali do drzwi, ponieważ dzwonka nie było.
Otworzyła im niska, szczupła kobieta. Miała może troszkę ponad 160 cm wzrostu. Nawet Sobolskiej sięgała ledwie do czoła.
- Słucham Państwa, o co chodzi??
- Dzień dobry, policja. Komisarze Suchecki,Wnuk i Sobolska - najstarszy stopniem dokonał standardowego przedstawienia ekipy.
- Policja??
- Tak, policja. Proszę pani. Chcemy wiedzieć czy mieszka tutaj Hubert Drechsler.
- Mieszka, ale w tej chwili jest w Poznaniu, studiuje tam na UAM-ie. To mój przybrany szwagier.
- Co to znaczy przybrany??
- Wyjaśni wam to mój mąż. Właśnie wraca z pracy.
Było w istocie tak jak mówiła kobieta. Mający około 180 cm mężczyzna właśnie wracał z pracy. Suchecki powtórzył więc znowu poprzednią formułkę.
- Jestem bratem Huberta. Coś mu się stało, że pyta o niego policja??
- Może wejdziemy do środka. Nie chcemy tutaj z kolegami stać w progu - odpowiedziała Misia.
Zgodnie z jej zaleceniem cała piątka weszła do środka. Po przedstawieniu się okazało ze mężczyzną był Adam Drechsler, który pracował we Wrześni w jednym z zakładów stolarskich, zaś kobietą jego żona Dorota Drechsler. Informacja o śmierci Huberta była dużym szokiem zarówno dla niej jak i dla niego. Komisarza nurtował jednak przed wszystkim duża różnica wieku pomiędzy denatem a jego bratem
- Pana żona - komisarz zwrócił się tutaj do Adama Drechslera - mówiła o tym że Hubert to jej przybrany szwagier.
- Hubert jest a właściwie był dzieckiem adoptowanym. Został przygarnięty przez moich rodziców. Moi rodzice mieli po 50 lat wtedy. Ja nie byłem z tego zadowolony.
- Dlaczego??- spytał Radek.
- Kwestia wieku. Rodzice,że tak powiem czuli się młodzi duchem, ale ciało mimo wszystko nie było już tak silne. Mnie już odchowali. Nie wiem nawet do dziś jaki był prawdziwy powód tego ze wzięli Huberta. Gdyby wiedzieli,ze tak się to potoczy.
- Co pan ma na myśli??
Jeszcze w chwili gdy Suchy zadawał to pytanie otworzyły się drzwi i wyszła z niego stara kobieta poruszająca się o lasce. Kompletnie zignorowała obecność Maćka,Radka i Miśki.
- Gdzie jest chłopiec?? - zapytała.
- Mamo, już się tobą zajmuje. - Dorota Drechsler zerwała się z krzesła i wzięła staruszkę pod ramię. Obydwie razem wróciły do pokoju. Radek zdążył tylko zarejestrować krótkie "mamo,powinnaś leżeć"
- To właśnie była moja mama.
- Co jej jest??
- Alzheimer.
- Mój ojciec zmarł pięć lat temu. - Drechsler wrócił do opowieści - Matka kompletnie się po tej śmierci załamała. W dodatku pojawiła się ta cholerna choroba. Ona nie rozpoznaje już ani mnie, ani Doroty. Na Huberta mówiła per "chłopiec".
- To dlatego Pan jest tak dużo starszy od brata.
- Dokładnie. Mam w tej chwili 37 lat. Hubert ma 19, a właściwie miał, bo przecież już go nie ma.
- Czyli wychowywali Państwo Huberta.
- Spadł na mnie i na Dorotę ten obowiązek.
- Pochwalał Pan jego wybór i studia??
- Ja nigdy nie miałem głowy do nauki. Hubert zaś to miał,szczególnie do niemieckiego.
- Zdecydowali się Państwo wysłać go do akademika.
- Września jest zbyt daleko od Poznania, a my nie zarabialiśmy dużo. Ja jestem stolarzem, Dorota pracuje jako pielęgniarka na nocną zmianę. Nie ma z tego kokosów. Opłacaliśmy mu tylko akademik. Bieżące potrzeby załatwiał sobie za pieniądze z piekarni.
- A może miał jakiś wrogów?? Wie Pan coś o tym.
- Hubert i wrogowie. Przez to śmieszne jest?? Zawsze o ile pamiętam mój brat miał całą masę kolegów.
- Ale za często nie przyjeżdżał.
- No ta praca nie była hojnie wynagradzana, więc musiał pracować też weekendami.
- A może jest tak, że Hubert dowiedział się kim była jego rodzona matka i przez to zginął. - Sobolska wytłuściła swoją tezę.
- Nie wierzę w to. Hubert znienawidził swoich prawdziwych rodziców. Nigdy nas nie wypytywał kim oni byli. Myślę,że nawet nie miał chęci by ich poznać.
- Dobrze. Dziękujemy za rozmowę. Do widzenia.

W samochodzie.
- Wiecie co?? - odezwał się Radek
- Co?? - odpowiedziała mu Misia.
- Ten brat naprawdę wygląda na omamionego. Wygląda na to że wierzył w to,że Hubert był wzorem cnót wszelakich.
- To dość rzadka sytuacja by brat stawał za swoim bratem adopcyjnym.
- Misia, jeśli chodzi o ten temat rodziców prawdziwych, to ciekawa teza. Zlecę Kubie by rozejrzał się w temacie. Poza tym nie mam żadnych wątpliwości,że chłopak się w coś wplątał. Wracamy do Poznania.
- Autostradą?? - spytał Wnuk.
- Jak zapłacisz na bramkach to bardzo chętnie. - odparł Suchecki.
- Akurat nie mam przy sobie pieniędzy.
- No to gorsza jakość za darmo.

W tym samym czasie.
Stary Rynek .
Starszy aspirant Jasionka rzadko prowadził działania śledcze z własnej inicjatywy. Powodował to głownie jego niski stopień a także obecność takiej postaci w zespole jak Komisarz Suchecki. Można było nawet powiedzieć że Kuba bał się trochę swojego szefa, o którym mówiło się,że jest bardzo wymagający ale za to najlepszy. Mimo tego lekkiego strachu, aspirantowi udało się wkupić w jego łaski. Toteż wiedział, że Suchy mógł lekko gderać, ale na pewno pochwaliłby decyzję Jasionki. Chłopak bowiem zdecydował się pogadać ze swoim informatorem, studentem językoznawstwa działającym w samorządzie swojego wydziału. Do spotkania miało dojść na Rynku gdyż żak akurat miał półtoragodzinną przerwę pomiędzy wykładami. Oczywiście nikt nie miał się dowiedzieć,że student jest związany umową z aspirantem. Spotkanie zostało więc zaaranżowane jako przypadkowe.
Jasionka siedział na ławce, czytał Głos Wielkopolski i karmił gołębie okruszkami bułki, kiedy jego informator przysiadł obok niego, i również dla niepoznaki zajął się tym co jego mocodawca.
- Fajnie tak karmić gołębie,co??
- Fajnie,ale możesz mi powiedzieć o co chodzi?? - odparł student.
- Spokojnie, chłopie. Jak tam na wydziale?? 
- To czwarty rok. Nie ma lekko, ale jest już licencjat. Poza tym pogoda mogłaby być trochę lepsza, juwenalia już za pasem.
- Czyli zapowiada się niezła impreza.
- Ta, masa atrakcji, przyjeżdża Kult i Farben Lehre.
- Zarąbiście. Uwielbiam ich. Jak to było?? Dzisiaj matura, marynara i fryzura.
- Będzie konkurencyjna impreza do Polibudy. Mamy ostatnio taką wojnę między sobą.
- Macie wojnę.
- Podkradliśmy im unikalny przepis na produkcję cytrynówki. Od tego czasu jest "nieformalna" wojna. Komisarzu, ale o tym chyba nie będziemy rozmawiać.
- No nie jestem jeszcze komisarzem - Jasionka zaśmiał się przygotowując się do powiedzenia o głównym temacie sprawy. - ale mogę nim być szybciej, jeśli mi pomożesz.
- Niby jak??
- Kojarzysz akademik na Zwierzynieckiej 7??
- Pewnie. Siedzą tam głównie filolodzy.
- Mamy teraz jednego gościa stamtąd. Jest już sztywny, niestety.
- Zwierzyniecka 7 to siedlisko kart telefonicznych.
- Czego??
- Kart telefonicznych. Oczywiście podrabianych. I to w miarę hurtowo.
- Ale oni chyba sami nie rozkręcili tej technologii.
- To wszystko jest nieoficjalne, ale podobno z kimś tam się rozliczają, ktoś w to zainwestował.
- Może jakieś nazwiska??
- Nie wiem i mnie to nie interesuje. Ja prowadzę spokojny żywot studenta. Nie mam sobie nic do zarzucenia i nie robię nic niezgodnego z prawem.
- Poza tym,że mi kapujesz. Tak w ogóle, który to rok??
- Czwarty. Mówiłem przed chwilą.
- Ok. Zmiataj na zajęcia.
- Do widzenia, komisarzu - rzucił student.
- Jeszcze nie komisarzu - odparł Jasionka. Jeszcze na to nie czas - to ostatnie rzekł już do samego siebie. Pozostało mu tylko karmienie gołębi.

Komenda.
16.30
Jasionka był już od dobrej godziny na komendzie kiedy jego starsi stopniem koledzy wrócili ze Wrześni.
- Jak wizyta??
- Zapłaciłem cholernie dużo kasy za bramki - odparował Suchecki.
- A poza tym brat denata, wygląda na kompletnie zmanierowanego przez niego. Nie ma pojęcia o tym co brat mógł robić w Poznaniu poza nauką oczywiście. Według niego to wzór cnót wszelakich. - swoje dołożyła Misia.
- Poza tym wiemy że denat był adoptowany.  - odezwał się Radek.
- Dokładnie. Kuba, dowiesz się wszystkiego w tym temacie. Jeśli oczywiście ci się uda. Fajnie byłoby ustalić, kim są biologiczni rodzice Huberta oraz dowiedzieć, co się z nimi dzieje.
- Ok. Ja też nie próżnowałem. W UAM-ie mam swojego informatora. Twierdzi, że w akademiku kwitnie handel lewymi kartami telefonicznymi.
- Karty telefoniczne?? To nie jest przeżytek?? - zdziwił się Radek.
- Skoro żacy z akademika się tym parają to chyba nie - odpowiedział Suchy. Wiecie co?? A gdyby tak zrobić małą prowokację. Może ten nasz Drechsler też był w to zamieszany??
- Czemu nie. Ale ktoś z nas ma iść??
- Ściągnę jakąś młodą praktykantkę. Będzie to dla niej chrzest bojowy.