środa, 11 września 2013

Był sobie chłopiec cz.1

Poniedziałek. Godz.10.45
Park Moniuszki
Tego dnia pogoda nie zachęcała do opuszczania domów. Już od rana spochmurniało i mżawka wpadała za kołnierze i kurtki. Taka sceneria powitała rano również nudzących się komisarzy. Najlepszym sposobem na wszechogarniające otępienie mogłaby być tylko i wyłącznie nowa sprawa. Toteż możliwość pracy i wyjazdu w teren spowodowało u wszystkich wielką ulgę... no może poza Kubą, który jak zwykle nie pojechał na miejsce przestępstwa. Tym razem jego miejscem był park Moniuszki. Suchecki skorzystał tutaj z parkingu dzięki uprzejmości Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej. Razem z Wnukiem i Sobolską przecięli ulicę Noskowskiego i udali się do parku. Już po chwili powitał ich mundurowy.
- Co mamy?? - "Suchy" jak zawsze od razu przeszedł do sedna sprawy.
- Mamy zwłoki młodego chłopaka.
- Ile lat na oko??
- Myślę że z 20.
- A kto go znalazł?? - spytał Wnuk.
- Jeden z mieszkających w okolicy emerytów.
- Emeryci w taka pogodę chodzą po parkach??
- Nie .Wyprowadzał psa. - na potwierdzenie tych słów Suchecki wdepnął w świeżą... kupę.
- Cholera, mogliście mówić że tu są miny.
- Sorki, nie zauważyłam - odparła Sobolska.
- Dobra, dobra. Masz chusteczkę??
- Nie mam niestety.
- Ja myślałem że nosicie zawsze je w swoich torebkach - Wnuk zaczął się droczyć.
- Widzisz tu gdzieś moją torebkę??
- Nie, ale widzę kieszenie.
- Możecie przestać się kłócić?? Wytarłem już w trawę. Idziemy - zaordynował komisarz.
Obejście jednej alejki i skręcenie w drugą trwało dobrą chwilkę.
- Dzień dobry, profesorze.
- Cześć, Suchy.
- Co mu się stało??
- Zgon nastąpił poprzez pęknięcie podstawy czaszki.
- To zapewne przez ten kamień?? - "Suchy" zwrócił na niego uwagę.
- Jest na nim krew. To pewnie jego - dodał Radek.
- Są jeszcze ślady naskórka pod paznokciami.
- Czyli szarpał się z kimś. Wygląda to na przypadkowe zabójstwo. - skonstatowała Misia.
- Jaki czas zgonu??
- Rana jest dosyć świeża. Godzinka, no do półtorej maksimum. Ale więcej jak zawsze po sekcji.
- Oczywiście, profesorze. Piotrek, wiemy kto to jest??
- Wiesz co?? Znaleziono przy nim plecak i dowód. Chłopak ma 19 lat. Nazywał się Hubert Drechsler.
Adres zameldowania. Września.Warsztatowa 16.
- To ładna wycieczka nas czeka.
- Mam jeszcze studencką "legitkę" i indeks.
- I co??
- UAM. Popatrzałem sobie do plecaka. Studiował na pierwszym roku filologii germańskiej.
- No to pogadamy sobie z jego opiekunem.
- Wydział jest na Alei Niepodległości 4.
- Dzięki. Czas na rozmowę z tym emerytem.
Komisarze podążyli w kierunku starszego siwego Pana któremu czoło kończyło się bardzo wysoko.
- Suchecki, Sobolska, Wnuk. Policja. Pan go znalazł.
- Wszystko już powiedziałem Państwa koledze.
- Mimo wszystko chcielibyśmy to usłyszeć.
- No dobrze. Wyszedłem z Pimpkiem,znaczy moim pieskiem na spacer. Idziemy a tu on ciągnie mnie w te krzaczory. Jak go zobaczyłem to krew się we mnie zagotowała. pobiegłem zadzwonić na policję. Takie coś w biały dzień??
- Zna go pan?? - spytała Misia.
- Nie. Pierwszy raz go na oczy widziałem.
- A może kogoś podejrzanego pan widział??
- Nie, bardzo mi przykro.
- Cóż, dziękujemy.
Przeszli trochę dalej, odchodząc od emeryta.
- Ja nie wierzę,ze tu nikt nic nie widział. Dzwonię do Kuby, niech podeśle paru mundurowych, a my lecimy na wydział.

Wydział Neofilologii UAM
Aleja Niepodległości 4
Godz.12.00
Poszukanie opiekuna grupy denata trwało dobra chwilę. Tym razem "Suchy" pozwolił na wyjątek i poczekał, aż Pan Andrzejewski, tak bowiem nazywał się opiekun Drechslera skończył zajęcia z inną grupą studentów.
- Dzień dobry, Pan Piotr Andrzejewski??
- Słucham. O co chodzi??
- Policja. Komisarz Suchecki, a to moi współpracownicy podkomisarze Sobolska i Wnuk.
- Policja do mnie??
- Chcielibyśmy porozmawiać o Hubercie Drechslerze.
- O Hubercie??
- Dokładnie. Wiemy, że Pan jest opiekunem grupy Huberta.
- No jestem. A coś mu się stało??
- Nie żyje.
Andrzejewski wytrzeszczył oczy. Spojrzał to na Sucheckiego, to na jego kolegów.
- Co mu się stało.
- Został znaleziony w Parku Moniuszki. Nieżywy.
- Szkoda chłopaka. Tyle mogę powiedzieć.
- A co pan o nim sądzi?? - spytał Wnuk
- Wiem, że przyjechał tutaj z Wrześni. To nie był głupi chłopak. Język niemiecki, miał że tak powiem "dobrze obcykany". Mimo wszystko wydaje mi się, że do końca nie pokazywał wszystkich swoich umiejętności. To chyba wynikało z lenistwa. Gdyby więcej się uczył, stać go było niewątpliwie na więcej. Miałby lepsze oceny.      
- A może jest jakiś inny powód dla którego Drechsler nie chciał się uczyć??
- Nie wiem. Może to ten efekt wielkiego miasta?? Zachłysnął się tymi imprezami, nocnym życiem. Proszę mi wierzyć. Ma to wiele ludzi.
- Wie Pan gdzie mieszkał?? Akademik?? Stancja??
- W naszym domu studenckim. On mieszka z dwoma kolegami. Moja grupa ma zajęcia dopiero po południu, od 14 więc powinni tam jeszcze być.
- Gdzie to jest??
- Ulica Zwierzyniecka 7.
- Dobrze. Dziękujemy. Do widzenia.
Komisarze udali się na dół i wyszli z wydziału.
- I co o tym sądzisz, "Suchy" - zagadnęła Misia.
- Ja uważam, że on w coś się wplątał. Nie wiem. Dragi może. Jedziemy pogadać z tymi jego kolegami.

Akademik. Zwierzyniecka 7
Pół godziny później.
Komisarze zagadnęli portiera w sprawie zapytania o pokój Huberta Drechslera. Po otrzymaniu odpowiedniej informacji udali się pod pokój 224. Zapukali. Otworzył im młody szatyn. W tle siedział inny chłopak z dość mocną ogoloną głową.
- Kim Państwo są?? - spytał.
- Policja.
- Policja?? Coś z Hubertem??
- Wpuścisz nas do środka?? - spytał "Suchy" - Nie będziemy przecież rozmawiać w drzwiach.
- Oczywiście.
W pokoju panował lekki bałagan..
- Mieszkacie tu z Hubertem Drechslerem.
- Tak, mieszkamy - teraz odezwał się ten ogolony. Wszyscy trzej studiujemy filologię germańską.
- Moglibyście się przedstawić. - polecił komisarz.
- Ja jestem Dariusz Szałamacha - powiedział łysy
- A ja Dawid Kowal. Powiecie nam w końcu o co chodzi??
- Hubert Drechsler nie żyje.Został znaleziony w parku Moniuszki.
W pokoju zapanowała głucha cisza.
- Może powiecie nam jak wyglądały ostatnie godziny Huberta.
- Wysłaliśmy Huberta po zakupy. - zaczął Kowal. Mamy zawsze w poniedziałki od 14. Takie tam studenckie rzeczy trzeba kupić. Makaron. Jakieś napoje. I jeszcze parę innych drobiazgów.
- O której wyszedł??
- Około 9. Mogło być kilka minut po tej godzinie.
- A jak się zachowywał??
- Normalnie. Jak każdy student. No może trochę narzekał na pogodę. Na ten deszcz.
- A może był z kimś umówiony??
- W taka pogodę?? Wątpię. - stwierdził Szałamacha.
- Ja z kolei nic na ten temat nie wiem. Nic mi nie mówił. - dodał Kowal.
- A miał jakichś wrogów?? Może kogoś się bał??
- Nic nie wiem o wrogach - ponownie odezwał się Kowal - aczkolwiek kiedyś będąc z nim na mieście, spotkaliśmy taką dziewczynę. I Hubert z nią rozmawiał. Początkowo myślałem, że to jego jakaś nowa laska. Kobiety bowiem do Huberta lgnęły. Mimo tego on pozostawał bez dziewczyny. Jednakże przyuważyłem ukradkiem, że dawała mu pieniądze. I nie rozmawiali jakoś serdecznie. Wszystko odbyło się szybko i krótko.
- Wiesz, za co on dostał te pieniądze??
- Nie. Nie wiem.
- Dużo ich było??
- Jakieś kilkanaście banknotów.
- A znałeś tę dziewczynę?? Mógłbyś ja opisać.
- Blondynka. Dosyć niska. Ale twarzy nie pamiętam. Widziałem ją pierwszy raz w życiu.
- To chyba nie narzekał na brak pieniędzy - spytała Misia.
- Hubert był dosyć obrotny. Pracował weekendami. Do rodziny rzadko jeździł. W akademiku przebywał często nawet w te weekendy.
- Gdzie pracował??
- W piekarni. Zdarzało się ze wyskakiwał do niej nawet wieczorami w dni powszednie. Na jakieś 4-5 godzin.
- Wiecie gdzie to jest??
- Niestety nie.
- Ok. Zostawiam wam swoją wizytówkę. Jakby coś to dzwonić.

Na parkingu. 
- Idę o zakład, że ta piekarnia to bujda - stwierdziła Misia.
- A co powiecie o dochodach chłopaka?? Może pożyczył tej dziewczynie kasę. - wtrącił "Suchy"
- Jeśli Dawid Kowal mówił prawdę, to według mnie jeśli tych banknotów było dużo to nie mogło być tej kasy mało. W piekarni nie idzie zarobić wielkich kokosów. Tym bardziej że czas pracy był niepełny. - skonstatował Wnuk.
- No właśnie. A jeśli tej kasy jest dużo to chłopak musiał zarabiać gdzieś na boku.
W tym momencie zadzwonił telefon Radka. Ten chwilę porozmawiał. Po co wrócił do rozmowy.
- Dzwonił Kuba. Mundurowi popytali mieszkańców. Nikt nic nie widział.
- Jak to nie. Przecież tam są balkony. Jakieś emerytki musiały coś widzieć. A może jacyś przechodnie by coś powiedzieli??
- Maciek, nie przetrząśniemy połowy miasta od razu. A poza tym rano mocno padało. Balkony świeciły pustkami.
- Może i masz rację. Środowisko studenckie żeśmy o naszego denata wypytali. No to teraz najgorsza rzecz.
- Rodzina?? - zapytała Misia.
- Rodzina. Kierunek Września.

środa, 4 września 2013

Gwóźdź programu cz.8

"Suchy" wydał z siebie okrzyk "Stój, policja" . Mimo tego kobieta i tak rzuciła się do ucieczki. On i Wnuk musieli więc ruszyć za nią. Litwińska w pośpiechu staranowała pielęgniarkę, tym razem tę prawdziwą. Gonitwa na schodach prowadzących w dół szpitala trwała w najlepsze. Komisarze nie docenili jednak kobiety, która najzwyczajniej uciekła im. Kiedy wyskoczyli z ostatnich drzwi ujrzeli odjeżdające czarne Clio. Obecność ludzi wykluczała jakiekolwiek użycie strzałów ostrzegawczych. Ba, menedżerka gnała tak szybko że jeden przechodniów, ledwo zdążył odskoczyć na chodnik.
- Spisałem numery - oznajmił Wnuk.
- Ok - odparł "Suchy"
Obydwoje czym prędzej ruszyli się do zaparkowanej na drugim parkingu Toyoty.
- SWS dla 00.
- 00 zgłasza się.
- Zarządzam poszukiwania menedżerki hotelu "Polonia" Diany Litwińskiej. Podejrzana odjechała właśnie czarnym Renault Clio ze szpitala Wojskowego w kierunku centrum. Podaje numery rejestracyjne. PO 645H.
Jak mnie zrozumiałeś??
- Przyjęte.

W tym samym czasie.
Misia rozmawiała z Mariańskim.
- Co pan pamięta z całej sytuacji??
Obok Sobolskiej siedział doktor Kruszczyński.
- Za dużo nie pamiętam.
- Ale wie Pan kto to zrobił??
Cisza. Właściciel przerwał ją dopiero po chwili.
- Diana. - powiedział cicho.
- Może spróbuje Pan coś sobie jednak przypomnieć.
- Siedziałem w swoim gabinecie. Odwróciłem się na chwilę po jeden z segregatorów. Wtedy usłyszałem pukanie. Ktoś wszedł.Odwróciłem się i zobaczyłem Dianę z pistoletem w ręku. Dalej już nic nie pamiętam.
- A może mówiła coś??
- Nie, raczej nie.
- Podejrzewa Pan dlaczego to zrobiła??
- Nie wiem, może hotel. Znaliśmy się od szkoły. To był nasz wspólny projekt. Nie wiem co się z nią stało.
- Dziękuje. Nie będziemy już Pana więcej niepokoić.
Na odchodnym rzuciła jeszcze do mundurowego.
- Pilnuj go.
Wychodząc zobaczyła biegnącego do niej Wnuka.
- Co jest??
- Zwiała, całe miasto jej szuka.
- Ale jak zwiała??
- Cholernie szybko biega.
- Gdzie jest Maciek??
- Chce gadać z pielęgniarką ranioną na dole. Ta menedżerka ukradła jej strój. Czeka na nas na dole w zabiegowym.
- Ok.

Na dole. Gabinet zabiegowy.
- Mam do pani jedno pytanie - powiedział komisarz. Miśka i Wnuk dotarli już na dół. - Czy to ona?? - Suchy wskazał jej zdjęcie które położył przed sobą przedstawiające podejrzaną.
- Tak. Zobaczyłam ją kiedy szła. Chciałam jej zwrócić uwagę ze jest bez ochraniaczy, ale w tym momencie uderzyła mnie chyba czymś w głowę i dalej nic nie pamiętam.
- Dobrze, dziękujemy. Cała trójka wyszła z gabinetu zabiegowego.
- No to mamy na nią dwa zabójstwa, usiłowanie trzeciego i pobicie. -podsumowała Miśka.
- To na nią mamy. Ale jej jeszcze nie mamy. - odparł "Suchy".

Kilka godzin później.
Komisarze wrócili właśnie z obiadu serwowanego na dole w bufecie.
- Były jakieś sygnały z miasta?? - spytał Wnuk gdy cała trójka weszła do pokoju.
Kuba już chciał odpowiedzieć, gdy rozległ się telefon.
- Halo. Tak. Gdzie?? Dobra. Patrol znalazł samochód podejrzanej.
- Gdzie??
- Na Ławicy. Na lotnisku.
- Kuba. Przyda Ci się trochę ruchu. Jedziesz z nami.

16.45
Port Lotniczy Poznań-Ławica im. Henryka Wieniawskiego.
Suchecki już przy wjeździe spotkał jednego z mundurowych. Otworzył okno.
- Gdzie jest auto??
- W zachodniej części parkingu.
Po około dwóch minutach i kluczeniu między zaparkowanymi autami, dotarli do miejsca postoju czarnego Clio. Cała czwórka wysiadła i po chwili oglądali już samochód podejrzanej.
- Nie ma wątpliwości, to ten - stwierdził Suchecki.
- Numery się zgadzają. PO645H.
- Lecimy na terminal. Skoro tu jest auto, to babka chce zwiać.

Chwilę później.
Terminal nr 1
- Wow, ile ludu - takie słowa wypadły przez usta Miśce. Ona nie była nigdy na lotnisku . Panicznie bała latać się samolotem czy wchodzić na wysokie budynki.
- Musimy to załatwić cichaczem. - odparł "Suchy". Po czym podążył do jednego z okienek z napisem biuro obsługi klienta. Siedziała tam niezbyt ładna blondynka.
- Policja. Chcemy rozmawiać z kierownikiem i szefem ochrony.
Po chwili cała czwórka siedziała w dziupli firmy ochroniarskiej.
- Jesteście pewni, że poszukiwana jest na terenie lotniska?? - spytał szef ochrony.
- Znaleźliśmy jej samochód. Musi tu gdzieś być.
- Dobra zerknijmy na kolejki odlotów najpierw. - odparł ochroniarz siedzący przy konsolecie.
- Jedynka do Monachium.
- Nie, tu jej nie ma.
- Dwójka, Dubrownik.
- Tu też nie.
- Trójka, Sztokholm.
- Nieee
- Czwórka, Barcelona.
Suchemu od razu zamajaczyła w tle znajoma sylwetka.
- To ona - odparł. Jest czwarta w kolejce.
- "Suchy", ale skąd ty możesz wiedzieć,że to ona?? - spytała Miśka.
- Poznaję po sylwetce.
- Poczekajmy chwilę. Odwróć się. - Wnuk mruknął do siebie.
W tej samej chwili kobieta odwróciła się. ten jeden niepotrzebny ruch wystarczył by już druga w kolejce Liwińska dała się rozpoznać.
- Dajcie na czwórkę, żeby kontrolerka usiłowała wstrzymać ją. Radek, Miśka lecimy, Kuba zostajesz.

Stanowisko numer 4.
Diana Litwińska stanęła przed sprawdzająca bilety i paszporty kontrolerką. Właśnie w tej chwili w słuchawce kontrolerka usłyszała dyspozycję z biura ochrony.
- Proszę Pani, paszport jest fałszywy.
- Jak fałszywy??
- Nie ma znaku wodnego.
- Skąd Pani to może wiedzieć?? - kobieta odwróciła się. Ujrzała biegnących w nią stronę policjantów. Ignorując okrzyki kontrolerki i komisarza minęła usiłujących ją złapać dwóch bagażowych, którym biegnący po chwili komisarz okrzykiem kazał zostać na miejscu. Teraz wszystko działo się już na asfalcie w okolicach stojących samolotów. Litwińska co chwilę oglądała się za siebie co powodowało ze "Suchy" ją doganiał.
Wiedząc, że nie ma już szans wyciągnęła pistolet.
- Nie weźmiecie mnie żywcem.
Komisarz był jednak szybszy. Oddał tylko jeden strzał. To wystarczyło. kobieta wyrzuciła swoją broń w górę. Strużka krwi popłynęła z jej barku.
- Jesteś aresztowana. - Suchecki skuł kobietę.
- Jebani mężczyźni. Udajecie dobrych, a tak naprawdę wszyscy jesteście szownistycznymi świniami. Nienawidzę was. Nienawidzę! - takie były ostatnie słowa zatrzymanej.

************************

I tak mamy finał tej sprawy. Trochę ostatnio mniej piszę. Postaram się jednak poprawić. W międzyczasie pojawiło się pierwszy tysiąc w kategorii wyświetlenia. Dziękuje za czytanie moich "wypocin" i pozdrawiam.